Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Chmielnicki » Koniec powstania listopadowego na Podolu i Kijowszczyźnie

Koniec powstania listopadowego na Podolu i Kijowszczyźnie

Mundury powstańców listopadowych: szeregowego Straży Bezpieczeństwa (z lewej), oficera legii litewskiej. Fot. Rzeczpospolita

Dzień tak świetny dla naszego oręża tym radośniejszym był dla nas, że w chwili wygranej ucieszono nas wiadomością wejścia jenerała Dwernickiego do Kamieńca, spiesznie więc dążyliśmy na spotkanie braci naszych.

Lecz na nieszczęście nasze nadzieje, nasze złudzenia nawet trwały zbyt krótko — nazajutrz dowiedzieliśmy się o smutnej prawdzie, o tym że wszelkich posiłków pozbawieni, sami sobie zostawieni jesteśmy.

Postanowiliśmy wzmocnić się przynajmniej połączeniem sił naszych z siłami tworzącego się powstania w okolicach Baru.

Po przejściu Bohu w Janowie, 23 maja z rana, stanęliśmy pod wsią Majdankiem między górami i lasami leżącą. Wychodząc w dalszą drogę mieliśmy straż przednią już za wsią, wieś była napełniona wozami, tylna straż do wsi dochodziła, gdy z lasów ukazała się nieprzyjacielska kawaleria.

Nasza straż tylna żwawym natarciem odparła przednią straż nieprzyjacielską; ale przed całą jego siłą ustąpić musiała. Wozy pozostałe we wsi na drugą jej stronę przemknąć się nie mogły: między nimi było kilka wozów z naszymi rannymi.

Nieszczęśliwe te ofiary dostawszy się w ręce dzikiego nieprzyjaciela najokrutniej zamordowane zostały.

Przednia straż daleko w przodzie będąca, nie mogła się dość prędko przedrzeć przez wąską w gęstym lesie drogę wozami obozowymi założoną. Mała więc tylko część naszych przy pomocy dwóch armat, krwawą bitwą kilkakrotnie nieprzyjacielskie szyki złamała i wielką mu zadała klęskę; ale widząc się zdradzoną przez rosyjskich kanonierów, których ugłaskać nie mogliśmy, i zbliżające się nowe siły konne i piesze i armaty nieprzyjacielskie, zagwozdziwszy swoje armaty ustąpić musiała.

W ręku nieprzyjaciela pozostały wszystkie nasze obozowe wozy wszystkie zdobycze, i cała prawie kassa.—Jenerał i oficerowie rosyjscy którzy byli naszymi więźniami naówczas wolność odzyskali.

Blisko 30 rannych lub tych którzy utracili konie dostało się w niewolę. Rosjanie tak tylko naszą delikatność w obchodzeniu się z ich jeńcami odpłacać umieli, że naszych na placu boju rozstrzelali.

Trwożliwy jak zawsze nieprzyjaciel, nie ścigając nas dozwolił w zamierzonym postępować kierunku.

Dnia 24 maja o parę mil od Baru połączyliśmy się z oddziałem powstańców z powiatów Jampolskiego, Winnickiego i Latyczowskiego. Powstańcy ci przy największym niebezpieczeństwie w liczbie 300 zebrani w Barze, poniszczyli różne składy rządowe.

W chwili połączenia się pierwszą myślą naszą było zwrócenie się ku Wołyniowi, łączenie się z nowymi oddziałami powstańców i prowadzenie wojny partyzanckiej; lecz uwiadomieni że formująca się legia podolska, która w chwili powstania naszego miała wkroczyć od strony Kamieńca, zupełnie była i jest nieczynną, i że nieprzyjaciel zyskując coraz nowe posiłki już nas okrążył, dnia 26 maja w liczbie 600 koni przebywszy granicę w Satanowie, przeszliśmy do Galicji szukać opieki neutralnego mocarstwa, i ulegliśmy temuż losowi jakiego doznał waleczny korpus Dwernickiego.

Wszystkich naszych towarzyszy broni jedynym jest teraz życzeniem, w szeregach regularnego wojska powtórzyć dowody męstwa i przywiązania do ojczyzny.

Oto jest wierny rys działań naszego powstania, którego treścią jest poświęcenie się bez granic, usiłowania nadzwyczajne do powstania w oczach zbrojnego nieprzyjaciela , pogarda męczeńskiej śmierci, na którą się każdy powstający narażał, męstwo i wielkie nieszczęścia, które w Polakach toż męstwo do ostateczności przywodzą.

Jakkolwiek skutki powstania naszego nie odpowiedziały chęciom naszym, wszelako za żadne uważane nie być powinny; my bowiem przez kilka tygodni wytrzymując natarczywość nieprzyjaciela, zdołaliśmy całemu korpusowi Rota wzbronić połączenia się z wojskami nieprzyjacielskimi w królestwie działającymi; a co więcej, że tym krokiem przekonaliśmy walczących od dawna za wspólną wolność braci naszych, że w nas mają braci, a całą Europę o tym, że jedyną jest naszą chęcią, ażebyśmy jak najprędzej zrzucili jarzmo szkaradnego tyrana, przykładali się do odzyskania ojczyzny i wspólnie z bracią naszą, jej nową cieszyli się wielkością.

Czy oddzielona od nas tak znaczna część powstańców pod Daszowem, przedsięwzięta jakie osobne działania, i czy powstanie w innych miejscach jeszcze się szerzy, o tym upewnić nie możemy. Gdyby jednak w tej części kraju powstanie chwilową nieprzyjaciela przemocą przytłumionym zostało, zawsze ile można najprędsze jej odzyskanie jest stanowczym dla bogactwa, szczęścia i sławy narodu polskiego.

Wszyscy zamieszkali w niej rodacy nasi, i mnóstwo jęczących w więzieniach ofiar prawdziwego przywiązania do ojczyzny, z upragnieniem chwili wybawienia oczekują. Pomimo mało znaczące spustoszenia wojny, kraina ta zachowała jeszcze materiały do utworzenia i utrzymania zupełnego powstania; sam bowiem nieprzyjaciel szanując ją łudząc się nadzieją jej utrzymania.

Materiały te stanowią jeszcze ogromne bogactwa narodowe, do których nam zbieg nieszczęść, braciom naszym drogi otworzyć nie dozwoli. Ale za wstąpieniem regularnych wojsk naszych na tę obiecaną ziemię, prysną okowy nieprzyjaciela, a nieszczęśliwi bracia nasi wyrwawszy się ze szponów tyrana, rzucą się w wasze objęcia i przyniesioną przez was wolność, powitają nie ograniczonymi ofiarami majątków i życia.

Według tekstu „Powstanie na Wołyniu, Podolu i Ukrainie w roku 1831” autorstwa Feliska Wrotnowskiego, 2 lutego 2019 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *