Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Żytomierski » Kolorowe rewolucje – źródła, podobieństwa, różnice, perspektywy. Cz II

Kolorowe rewolucje – źródła, podobieństwa, różnice, perspektywy. Cz II

Zdjęcie pobrano z http://wartime.org.ua Po sukcesie Rewolucji Róż w Gruzji w 2003 roku i dojściu do władzy ekipy Saakaszwilego, okazało się że ma on w tym kraju faktycznie pełnię władzy, oraz, co niezwykle istotne, przyzwolenie społeczeństwa zmęczonego chaosem w kraju do daleko idących reform i ograniczeń. Charyzmatyczny i chorobliwie ambitny Saakaszwili dosyć szybko rozpoczął zmienianie kraju – Gruzja z kraju w którym nie dało się przejechać 20 kilometrów bez dania w łapę kolejnym miejscowym posterunkom milicji i w której grabieże były na porządku dziennym, stała się krajem o jednym z najniższych wskaźników przestępczości w świecie, a wiadomość o tym że komuś w Tbilisi wyrwano torebkę, była newsem dnia. Zreformowano aparat państwowy, zwalczono łapówkarstwo, a za samo stwierdzenie że się należy do świata przestępczego, lądowało się w więzieniu. Metody które stosowała władza dla osiągnięcia tych celów, często trudno nazwać demokratycznymi. Ale też trudno było wymagać, by po takim chaosie w którym była Gruzja, zapanowała w niej od razu wzorowa demokracja.

Inaczej sytuacja się miała na Ukrainie, w której opozycja dochodząca do władzy była w o wiele większym stopniu powiązana i uzależniona od dawnych układów, niż to miało miejsce w Gruzji. W Ukrainie też nie było jednego zdecydowanego lidera opozycji, co po dojściu do władzy pomarańczowych zapoczątkowało początkowo wojnę podjazdową a potem otwartą konfrontację między Juszczenką i Tymoszenko. W walce tej dosyć szybko została wykorzystana pomoc osób związanych z dawną władzą, i bandyci zamiast siedzieć w więzieniach, szybko stali się na powrót głównymi rozgrywającymi ukraińskiej sceny politycznej. Nie było jeszcze mowy na Ukrainie o powrocie do czasów Kuczmy, natomiast kraj zatrzymał się w połowie drogi do przodu i powoli zaczął się cofać.

To co decydowało o porażkach kolorowych ekip na Ukrainie i w Gruzji, też nie było tożsame.

Na Ukrainie doprowadziło do tego skłócenie obozu pomarańczowych, i jego totalna kompromitacja. Ludzi którzy stanowili przed chwilą jedną ekipę, zaczęli skakać sobie do gardeł i oblewać się medialnym brudem. W szczytowym momencie konfliktu między Tymoszenko i Juszczenko, do rozgrywki między nimi został wciągnięty Kreml. Rosja już nawet nie musiała jakoś specjalnie dyskredytować pomarańczowych, oni robili to całkiem dobrze sami. Opozycyjna Partia Regionów na tle kłótliwej i rozhisteryzowanej władzy, wyglądała jak monolit na którym można polegać. I też dzięki temu całkowicie, szybko i skutecznie odsunęła pomarańczowych od władzy. A w najbardziej dramatycznej sytuacji okazali się zwykli ludzie, do których dosyć brutalnie dotarło że niepotrzebnie walczyli o zmianę władzy na Ukrainie. Społeczeństwo pogrążało się w polityczny letarg.

W Gruzji sytuacja miała się na tyle inaczej, że pomimo autorytarnych zapędów Saakaszwilego, mógł on się pochwalić wymiernymi sukcesami. I Gruzja jako kraj który przeszedł szybką drogę od kraju łapówek i bandytów, do kraju przejrzystych przepisów i działającej policji, i jako kraj dążący do NATO, zaczynała być dla Rosji zagrożeniem. Szczególnie dla społeczeństwa rosyjskiego Kaukazu Południowego gdzie łapówkarstwo i bandytyzm są chlebem powszednim, przykład Gruzji był dosyć niebezpieczny. Pomimo medialnego natarcia Rosji na Saakaszwili, to jednak przeciętni Rosjanie zaczęli postrzegać Gruzję jako kraj w którym można trafić na studia bez łapówki, a urzędnicy są po to by pomagać ludziom. Kremlowska propaganda nie wyrabiała z Gruzją.

Kolejna wojna rosyjsko–gruzińska, która od dawna wisiała w powietrzu, oficjalnie wybuchła 08.08.08. Jeszcze jakiś czas po wojnie ekipa Saakaszwili cieszyła się dosyć wysokim poparciem – Gruzini wciąż czekali, że zagraniczni przyjaciele prozachodniej przecież Gruzji, przyjdą jej z odsieczą. Ale zamiast odsieczy przychodziły słowa otuchy i pouczenia, a rosyjskie haubice kolejny rok stały od Tbilisi na odległość jednego strzału. O przegranej Saakaszwilego zdecydowało też specyficzne podejście Gruzinów do jego rządów – o ile niemal każdy się zgadzał że łapówki są złe, o tyle niemal każdy twierdził że nie można za danie łapówki ukarać kogoś z jego bliskich. Słowem: ma być dobrze, ale ja nie chcę z tym mieć nic wspólnego.

Na zmianę Saakaszwili przyszedł ktoś, kto Gruzinom kojarzył się ze wszystkim czego im brakowało. Był to rosyjski miliarder Iwaniszwili który miał załatwić Gruzji dobre relacje z Rosją i poprowadzić ku zachodowi. Gruzini mu ochoczo uwierzyli.

Efekty rządów Iwaniszwili dopiero zaczynają być widocznie, ale można stwierdzić że o ile rosyjskie wojska są nadal parę kilometrów od Tbilisi, o tyle bandyci, których Saakaszwili pozamykał w więzieniach, dokonali dyslokacji na wolność. Widać już zresztą w gruzińskich statystykach kryminalnych tej dyslokacji wymierne wyniki.

Na Ukrainie po dojściu do władzy Janukowycza, zastał on społeczeństwo w na tyle apatycznym stanie, że mógł robić niemal wszystko. Co zresztą zostało przez niego wykorzystane i bardzo szybko czasy Kuczmy zaczęły się wydawać czasami ładu prawnego i sprawiedliwości społecznej. Niebywały wzrost zamożności klanów związanych z władzą i pauperyzacja społeczeństwa, oraz dryfowanie między Europa i Azją na arenie międzynarodowej, tak pokrótce można określić stan w jakim Ukraina znajdowała się przez ostatnie lata.

Kolejne zrywy społeczne w postaci np majdanu podatkowego, nosiły na tyle rachityczny charakter, że bez trudu były przez władzę opanowywane bardziej lub mniej brutalnie. Zresztą władza robiła to na tyle bezkarnie, że jej brutalność nie wywoływała w większości społeczeństwa jakichś większych oporów. Społeczeństwo nadal było pamiętne efektów rewolucji pomarańczowej, a raczej braku tych efektów.

Taki stan rzeczy trwał do momentu rozpoczęcia przez ekipę Janukowycza negocjacji Umowy Stowarzyszeniowej z UE. Władza chyba zbytnio uwierzyła w to, że społeczeństwo już zawsze będzie jej pozwalało na traktowanie go jako swojej własności i podeszła do negocjacji z UE jako okazji znalezienia kolejnych pieniędzy na załatanie dziur finansowych, państwowych i swoich. Kiedy się okazało, że UE nie chce być donorem klanów rządzących, negocjacje spektakularnie zerwano. To jak bardzo ta władza się myliła traktując społeczeństwo w ten sposób, widzimy dzisiaj na ulicach ukraińskich miast.

Obecna sytuacja o tyle się różni od poprzednich kolorowych zrywów, że nie powstała ona po sfałszowanych wyborach. Owszem, ekipa rządząca nie przeprowadziła chyba żadnych uczciwych wyborów, ale nie to jest obecnie źródłem napięcia.

Obecny bunt nie ma też swoich przywódców, tak jak było to przedtem. I wszystko wskazuje na to, że takowi przywódcy dopiero się zjawią, i że raczej nie będą ludzie w jakikolwiek sposób powiązani z władzą. Mamy tu raczej do czynienia ze społeczeństwem, które chce panować we własnym kraju, niż z przywódcą który dzięki gniewowi mas chce dojść do władzy.

Można też dodać, że obecna sytuacja jest zaskoczeniem dla wszystkich stron w nią związanych – dla władzy, dla opozycji, dla organizacji społecznych, dla manifestantów, dla Rosji, dla UE i dla USA. Nikt się chyba nie spodziewał, że rozegranie przez oficjalny Kijów sprawy z UE w taki sposób, będzie przysłowiową kroplą goryczy dla ukraińskiego społeczeństwa. I że to społeczeństwo ma w sobie takie pokłady świadomości obywatelskiej i wytrwałości w dążeniu do celu.

O ile sama chęć bycia w Europie, była tylko początkiem gniewu społecznego i chęcią zmiany państwa na lepsze co samo w sobie jest ideą. W obecnej sytuacji społeczeństwo ukraińskie ze swoja ideą stało się na tyle atrakcyjne, że jest podawane jako przykład w zachodnich i rosyjskich mediach.

Na jego tle władza okazała absolutnie pozbawiona jakiejkolwiek idei potrafiącej uzasadnić jej dalsze trwanie.

Bo nie jest taką ideą ochrona przed kapitalistami z UE, w sytuacji kiedy samemu jest się bogatszym od tych kapitalistów. Trudno też mówić o wybraniu swojej ukraińskiej, słowiańskiej drogi, w sytuacji kiedy pieniądze i rodziny wywozi się na zachód, tam też ma się domy, studiuje, leczy się i robi zakupy. Trudno tu mówić o idei ochrony przed zachodnią demoralizacją i homoseksualizmem, w sytuacji kiedy z ekranów telewizji sprzyjającej władzy leci non stop Kirkorow. Nie jest nią nawet złodziejski epos, bo sytuacja w której milicjanci działają na ulicach Kijowa ramię w ramię z młodocianymi kryminalistami tituszkami, jest raczej czarną komedią niż pomysłem na dalsze istnienie.

Justyn Oboładze, bwp

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *