Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Różne » Warto wiedzieć » Jak zamek dubieński przeszedł w ręce rosyjskiej armii. Cz. I

Jak zamek dubieński przeszedł w ręce rosyjskiej armii. Cz. I

Fot. Forum.zamki.pl

Pod koniec pierwszej połowy XIX wieku głośno mówiono na Wołyniu o sprzedaży miasta Dubna pod rosyjską fortecę.

Sprawa ta wtedy wszystkich mocno zajmowała. Pamiętając dobrze jej szczegóły, uważam za stosowne tu je zanotować, stanowią one bowiem, podług mnie, dość ważny przyczynek do historyi Wołynia i rzucają charakterystyczną bardzo cechę na ową epokę.

Trzeba więc wiedzieć, że dziedzic całej Dubieńszczyzny i dóbr Niewirkowskich , książę Józef Lubomirski starszy, był to człowiek bardzo bogaty, oszczędny a nawet i skąpy, skrzętnie składający kapitały i lokujący je po cichu, na wyższy procent w ręce prywatne, lecz zupełnie pewne, w czasie owych głośnych lecz ze wszech miar bardzo pieniężnych kontraktów dubieńskich.

W owym czasie opowiadano z tego powodu dość charakterystyczną anegdotę o starym księciu Józefie Lubomirskim. Używał on do swych tajemnych operacyi finansowych niejakiego p. Adolfa Dobrowolskiego, agenta Banku polskiego, którego wszyscy Współcześni doskonale pamiętamy, gdyż nieustannie rozjeżdżał po Wołyniu. Podczas więc jednych kontraktów, stary książę Józef zwierzył się mu, że ma w gotówce kilkakroć stotysięcy złp. i że go prosi o znalezienie pewnej i bezpiecznej lokacyi na tę sumę, rozumie się na wyższy procent, jak sześć od sta; ta bowiem stopa procentowa wogóle używana była przy prywatnych pożyczkach. P. Adolf Dobrowolski obiecał księciu zająć się tą jego potajemną sprawą i następnie rzucił się w wir interesów kontraktowych. Syn zaś księcia Józefa, książę Marceli, o którym wyżej tu wspominałem, wręcz przeciwnie się rządził. O ile ojciec był oszczędny a nawet i skąpy, o tyle syn był rozrzutny, a nawet marnotrawny. Pożyczał gdzie tylko mógł, płacił ogromne procenta , chwytał pieniądze na prawo i na lewo i miał już mnóstwo rękodajnych długów, lecz korzystał z kredytu pomiędzy szlachtą, liczącą na sukcesy obszernych dóbr, mających spaść na jedynaka, a zresztą na ogromne jak powiadano, kapitały ojcowskie. Czyto książę Marceli przewąchał coś o sumie, którą miał ojciec do ulokowania, czy też p. Adolf Dobrowolski chciał wypłatać bolesnego figla skąpcu, niebardzo w ogóle lubianemu, gdy przeciwnie wszyscy adorowali księcia Marcelego dla jego nadzwyczaj miłych zalet towarzyskich, dość że przez dni kilka zbywał czembądź wszelkie zapytania starego księcia Józefa, targując się z nim tylko o wysokość procentu i upewniając go że lokacya jest ze wszech miar zupełnie pewną.

Nareszcie gdy jednego wieczora Adolf Dobrowolski przyszedł w Dubnie na zamek , gdzie w czasie kontraktów zwykle mnóstwo osób na karty się zbierało, zaatakowany przez starego księcia, oświadczył mu, że potrafił wytargować 81/3% z góry, i wręczył mu oblig własnego syna księcia Marcelego. Można sobie wystawić złość i niezadowolenie starego skąpca; lecz to jedno maluje jego charakter.

Otóż używał on wszelkich sposobów dla powiększenia fortuny. Powiadają nawet, że należał do podradu czyli antrepryzy rządowej przy budowaniu fortecy warszawskiej, którą, jak wiadomo cesarz Mikołaj kazał wznieść po stłumieniu powstania 1831 r. Z konieczności miał więc do czynienia z głównym zarządem inżynieryi wojskowej , a z jej ramienia z generałem Nejłiardtem, naczelnikiem tryangulacyi wojennej, dokonywanej przez sztab główny w tym kraju.

Tego generała Nejhardta wszyscyśmy tu znali później, jako zawiadującego dubieńskimi składami komisaryackimi, to jest rekwizytów wojskowych. On też protegował i popierał swym wpływem sprawę sprzedaży rządowi miasta Dubna pod fortecę.

Rzeczywiście miejscowość owa, oblana rzeką Ikwą i otoczona ze wszech stron mokremi błotami, mająca tylko jeden możliwy dostęp po twardym gruncie od strony starożytnej łuckiej bramy, doskonale się nadawała na wzniesienie mocnej fortecy dla obrony zachodniej granicy. W owej bowiem epoce, system ziemnych fortyfikacyi, a raczej ogromnych oszańcowanych obozów, w rodzaju Plewny, nie był jeszcze znany i zwykle wzmacniano miasta na zasadzie dawnej metody Vauban’a.

Książę Józef, spodziewając się wielkich zysków z tej sprzedaży, od dawna nosił się z tą myślą; szło tylko o uzyskanie możliwie najwyższej sumy, ku czemu ujął sobie generała Nejhardta, a w Petersburgu adwokat Eustachy Milewski energicznie sprawę forsował. Książę Henryk Lubomirski, ożeniony z ks. Teresą Czartoryską, siostrą mej babki, ordynat przeworski, słynny za młodu ze swej urody, mający przez swe wpływy wielkie znaczenie na ówczesnym dworze petersburskim, gorąco znowu protegował sprzedaż Dubna w wyższych towarzyskich sferach stolicy.

Choć role tak były podzielone , lecz sprawa ta ciągnęła się już lat kilka. Nareszcie stary książę Józef Lubomirski zniecierpliwiony tą iście żółwią powolnością uległ namowom swego syna księcia Marcelego i zgodził się, aby mu główne kierownictwo tej sprzedaży powierzyć. Otrzymawszy więc od ojca zupełne pełnomocnictwo, pojechał książę Marceli do stolicy, skąd już nigdy na Wołyń nie wrócił, bo narobiwszy tam przez lat kilka niesłychanych długów, potajemnie, dla zakrycia po sobie śladów, okrętem odpłynął do Anglii, skąd później udał się do Paryża i w dwadzieścia kilka lat potem za granicą umarł. Tam pod przybranem nazwiskiem Szreniawa wstąpił w powtórne związki małżeńskie , choć „jego zacna i świętobliwa żona księżna Jadwiga z Jabłonowskich Lubomirska dotąd żyje w swym dziedzicznym Dermaniu. Zawiódł się więc strasznie stary książę Józef, dając pełnomocnictwo do tej sprawy synowi. Tymczasem książę Marceli wiódł w stolicy świetne i nadzwyczaj rozrzutne życie, samego zaś interesu powierzonego mu przez ojca nie pilnował. Projekt więc nabycia Dubna pod fortecę, nieforsowany należycie w odnośnych sferach , sam przez się upadł.

Słowo Polskie za: Wspomnienia Wołyniaka, 1897 r., 31 stycznia 2021 r.

1 Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *