Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Winnicki » Fascynujące dzieje Bracławia nad Bohem

Fascynujące dzieje Bracławia nad Bohem

Bracław na mapie Beuplana

Bracław i Winnica przypominają nam wszystkie klęski, które kraj Podolski nawiedzały, srogie napady tatarów i kozaków.

Stały te dwa zamki na granicach państwa, na skalistych brzegach Bohu, i nieraz groźny odpór nieprzyjacielowi dawały. Dla tego tez połączona godność Bracławskiego i Winnickiego starosty piastowaną była zwykle przez rycerzy dzielnych. Im i Wojewodom Braclawskim powierzone było bezpieczeństwo Państwa.

10 lipca 1567 roku pisał Zygmunt August do starosty Bracławskiego i Winnickiego, zięcia Bohusza Koreckiego:

„ Mając wiadomość о niebezpieczeństwie od tatarskiego pogaństwa, rozkazaliśmy listem naszym wojewodzie Bracławskiemu, staroście Żytomierskiemu, księciu Romanowi Teodorowi Sanguszkowi, jechać do Bracławia i Winnicy, do województwa swojego, dla posług Państwa і ziem naszych. Także po tobie mieć chcemy, abyś, zе swoimi tam do swego Starostwa Bracławia i Winnicy jechał, a tam mieszkając nam królowi i Rzeczypospolitej spóinie z księciem jegomością wojewodą służył. I w tych posługach i potrzebach Państwa I ziem naszych Jego Miłości, jako Radcy naszemu, a wojewodzie swemu, posłuszny był koniecznie. Pisany w Lublinie, lata od narodzenia Pańskiego 1657, miesiąca lipca 27 dnia. Sigismundus Augustus”.

Ostatni warunek najtrudniejszy był zapewne do dotrzymania. Brak jedności i posłuszeństwa zawsze psuć musiał, có tylko męstwo i szlachetność dobrego zjednały. Szlachcić na zagrodzie równy panu wojewodzie a cóż dopiero książe Jegomość Korecki, zięciu Jegomości Sanguszków!

Dla tego bujali po kraju Tararzy, Kozacy, dla tego juz i gruzów dawnego Braclawia nie ma. W lichej mieścinie, która to sławne imię dziś nosi, jedna tylko skata wysoka i przykra, nad samym Bohem, przy ujściu rzeki Parówki, oko podróżnego wabi.

Na tej skale, po odebraniu Podola Talarom, po 1331 roku, książęta Koriatowicze zbudowali zamek i obwarowali go mocno, i odtąd zamek Bracławski do najobronniejszych na Podolu należał. O mury jego uderzały tarany każdego najezdnika podolskiej ziemi. Olgierd, Witold, Swidrygiełło, książe Teodor Ostrogski, Jagiełło, jeden po drugim zdobywali Bracławia, nie bez wielkiego murów jego uszczerbku.

Po ukończeniu tych feudalnych wojen król Kazimierz III wzmocnił na nowo bracławski zamek, i oddal go pod opiekę starosty, zięcia Michała Czartoryskiego, który gorliwie praw swoich,czy też powierzonego sobie miasta przestrzegał.

Pewnego dnia, 1463 roku, weszło do Bracławia 500 rycerzy zbrojnych, których krói pozwolił był mieszkańcom miasta Kaffy w Tauryce, na obronę od Turków, na Rusi zaciągnąć.

Prowadził ich do Tauryki niejaki Galeazzo, mieszczanin Kaffy, z siedmiu Genueńczykami. Część żołdu oddał im zapewne zgóry, stąd już zbytki i hulanka po drodze. Odpoczęło żoldactwo w Bracławiu; miód w głowach zaszumiał; wszczęty się z mieszkańcami burdy, od słów do korda przyszło. Bracławianin jeden legł trupem. Ocknęli się żołnierze, a bojąc, się zemsty pospólstwa, podali im w inną stronę robotę; bo podpalili miasto, i czym prędzej uciekli.

Zapalony gniewem książe Czartoryski, na czele litewskiej załogi, puścił się za zbrodniarzami w pogoń; cztery razy na uchodzących natarł, i cztery razy był odparty. Nakoniec dognal ich po raz piąty u przeprawy nad Bohem, i tam nielitościwie rozsiekał. Calenzzo tylko z Genueńczykami uszedł i z pięcią Rusinami, których zamiast 500 przyprowadził do Kaffy.

Juz nic wspomina dalej historia o Braclawiu, aż do króla Alexandra, który zamek niewiadomo z jakiej przyczyny od swoich spalony na nowo wybudował, i nałożył na mieszczan pewne powinności do odbywania w nim, dla obrony przeciw nieprzyjacielowi.

Za czasów Alexandra nazywano Bracław grodem Świętego Piotra, mówi Sarnecki, dla lego, że obraz świętego znajdował się w herbie miasta.

Nie minęło półwieku, i gród S. Piotra, w którym 730 domów, siedem cerkwi i jeden kościół liczono, dostał się w ręce niewiernych.

By lo to w 1551 roku, w czasie zawieszenia broni z Turczynem i Tatarami. Posłowie hana krymskiego Perekopskiego prosili u Króla Jegomości o pokój. Mieszczanie Bracławscy bezpiecznie bawili się po domach; ani straży do zamku dawali, ani wysyłali po za miastu czatów. I pan starosta, który przeszłego roku zamek własnym staraniem był odnowił, odjechał czy do Winnicy, czy do teścia swego może, pana Wasyla Czaplica Szpanówskiego, na Wołyń.

Stąd już i załoga, zwyczajnie jak za dawnych czasów, rozsypała się w różne strony, i zamek stał pusty. Mieszczanie także rozeszli się po sianożęciach i pasieczyskach. A wtem, jesienną porą, we środę 1 septembra, o czwartej godzinie rannej podchodzi pod Braclaw han Krymski, Dewlet, z wojskiem swoim tatarskim i z pocztem janczarów tureckich, z którymi hyl o trzy mile ud zaniku nocował.

A w zamku zamknęły się kobiety i dzieci, a mężczyzn było tylko ośmiu, i to nieświadomych wojny. Jeden z nich jednakże, niejaki Kurdniak, ziemianin Braclawski, żwawo wziął się do obrony, i drugich napominał, i każdego za rękę prowadząc, mury nimi obsadził. Turcy oblegali już zamek, i Tatarów przymuszali iść z sobą do szturmu, i z dział wielkich i małych ze czterech stron do zamku strzelali. Przez trzy dni, od środy do piątku, ubili w zamku dwóch mężczyzn i jedną niewiastę; już mieli szturm ogólny przypuścić, gdy dowiedzieli się że w zamku wody zabrakło. A w zamku zaczęto wprawdzie studnię kopać, ale niemożna było przebić skały. Zaprzestali więc szturmu, a otoczywszy Bracław naokoło, spokojnie końca czekali.

Ziemianie zebrali się na naradę w zamku; niestety, mało ich było: namiestnik starościński Słupyca, Roman Krasnosielski, Serczyn Oratowski,  Truszczenko, i Mitko Zototar. Nie żył już waleczny Kurdniak: uradzono poddać się z zamkiem Hanowi Krymskiemu. Wyszli do niego Truszczenkoo i Milko Zolotar w piątek o południu, a wieczorem poszedł i sam namiestnik Słupyca.

Nazajutrz rano han przybliżył się pod zamek, i kazał wybrać z niego cztery działa, i trzydzieści hakownic, i beczkę prochu, i broń wszelkiego gatunku. Potem ludność w niewolę zabrał, a w niedzielę spaliwszy zamek i miasto, do swego kraju powrócił. Po drodze pojmał jeszcze rozproszoną ludność z Bracławia, tak, że dwieście osób tylko zostało, którzy później na gruzach spustoszonego miasta nową osadę założyć mieli.

Słowo Polskie za: Podole, Wołyń, Ukraina: obrazy miejsc i czasów, Том 1, Alexander Przeździecki, 1841, 12 grudnia 2020 r.

1 Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *