Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Winnicki » Chmielnik nad Bohem

Chmielnik nad Bohem

Pałac grafa Ksido w Chmielniku. Fot. https://www.castles.com.ua

Chmielnik według przypuszczeń niektórych dziejopisów, gniazdo pierwotne herbowego szlachcica i rokoszanina Bohdana Chmielnickiego, należy do rzędu najstarożytniejszych obronnych miast podolskich.

Starożytność tę stwierdza przede wszystkim figurujące w kronikach ruskich wspomnienie o strasznym napadzie na Chmielnik dziczy tatarskiej w r. 1240. Ostatnią datą historyczną z epoki porozbiorowej, dotyczącą Chmielnika, jest r. 1796, w którym Katarzyna II nadała te dobra księciu Bezborodce. Obecnie z rąk następcy książąt Bezborodków generał-lejtenanta Lewaszowa, przechodzi podobno gród stary na własność rodziny сesarskiej.

Jedyne miasta tego pamiątki stanowią: najpierw odwieczne zamkowe nad brzegami Bohu horodyszcze, następnie kościół katolicki św. Trójcy, założony z drzewa w r. 1603, a wymurowany w r. 1728. Na stromej górze horodyszcza, pokrytej bujną roślinnością, wznoszą się resztki dawnych, dziś całkiem przeistoczonych fortyfikacyjnych zabudowań, oraz należąca niegdyś do murów warowni baszta narożna, w której za chwilowych rządów muzułmańskich mieścił się meczet, a obecnie założono cerkiew. Zbudowany w pobliżu góry zamkowej kościół katolicki, otoczony również dawnym i charakterystycznej struktury murem, słynie w okolicy z kilku pięknych włoskiego pędzla obrazów, podarowanych przez bogate panie podolskie. Oprócz kościoła, posiada Chmielnik dwie cerkwie, jedną synagogę, wiele murowanych żydowskich domów, liczne sklepy, zajazdy, młyny i aż trzy mosty na kilku zakrętach Bohu.

Krótki nasz pobyt w Chmielniku był urozmaicony mnogością przedmiotów zwracających uwagę przybysza. Braki wygód kulinarnych w żydowskim zajeździe kompensowały się materiałem dość zasobnym na niwie studiów literackich i rysowniczych. Towarzysz mój najpierwszy skorzystał z tego materiału. Zajmowany bowiem przez nas pokój w zajeździe przytykał do dużej izby, w której się rozlokował jakiś podróżujący, o wielce charakterystycznej – najzupełniej miejscowej powierzchowności – Izraelita. Był to widocznie rabin lub co najmniej synagogowy szemesz, bo całymi godzinami siedział nad kupą ksiąg starych, i czerpał z nich modlitwy, czy też inny jakiś pokarm duchowy. Ponieważ drzwi prowadzące z korytarza do tej zaimprowizowanej naprędce modlitewni podróżującego Żyda były wciąż prawie otwarte, wiec i rysownikowi dobra się nadarzyła zręczność, pochwycenia żywcem wizerunku modlącego się Semity.

Po dopełnieniu szkicu ołówkowego prze z artystę, resztę zbywającego czasu poświęciliśmy zwiedzeniu obszernej i gwarliwej osady. Najwięcej nas w niej zajęły: stare zamkowe horodyszcze z jego nowoczesnym pałacykiem i meczetową basztą, kościół okazały i utrzymywany starannie przez podżyłego kapłana, rynek o najdziwaczniejszych staroświeckich kramach i żydowskich domostwach, oraz malownicze brzegi niezbyt tu jeszcze szerokiego Bohu.

Nasyceni widokiem dawnych budynków, typowych Żydów, oryginalnych grup zebranego na targ okolicznego ludu, ostatnie chwile naszego pobytu w Chmielniku poświęciliśmy zajrzeniu w życie domowe pewnej stojącej w środku wsi poza miastem chaty włościańskiej, dokąd – przechodząc ulicą wioskową – wstąpiliśmy przypadkiem dla zapalenia cygara.

Krocząc zwolna w stronę austerii, zwróciłem uwagę towarzysza na szczególne wyróżniające się cechy charakteru Rusinów południowych. Wszystkie u nich namiętności zarysowują się wybitnie. Jeżeli tu dziecię ludu czegoś lub kogoś nienawidzi, to tak jak Paraska – nienawidzi zapamiętale; jeżeli zaś owo coś lub kogoś kocha to jak Petro swoje dzieci sieroty, kocha duszą całą. Wśród naszego nadwiślańskiego ludu dzieje się całkiem inaczej. Choć gniew i zemsta bywają tu uczuciem więcej przelotnym i nie przeradzają się, jak na Rusi w nienawiść trwałą, wkorzenioną głęboko, za to porywy serca wzniosłe mniejszą odznaczają się siłą i mniejszą trwałością. O ile się dało nam widzieć, zwykle, prawie na Mazowszu, arbitralne obchodzenie się macoch z pasierbami bywa przez ich mężów tolerowane, a niestety często bardzo z równą dopełniane srogością.

Słowo Polskie na podstawie tekstu Edwarda Chłopickiego, Od Słuczy do Bohu, „Tygodnik Ilustrowany”, 1887, t. IX, Nr 230, s. 351, 354, 11 grudnia 2018 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *