Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Żytomierski » „Zielony Sztandar” pisze o Polakach z Żytomierszczyzny

„Zielony Sztandar” pisze o Polakach z Żytomierszczyzny

W lipcu b.r. w Polsce w tygodniku „Zielony Sztandar” ukazał się artykuł byłego Konsula RP w Kijowie Eugeniusza Jabłońskiego o Polakach z Żytomierszczyzny.

Zachęcamy do przeczytania artykułu, tak jak poświęcony on jest Jubileuszowi 100-lecia Niepodległości Polski, który obchodzą nie tylko Polacy w Polsce, ale także Polacy rozsiani po całym świecie.

Eugeniusz Jabłoński (d. u. 1934 r.) dwukrotnie konsul RP na Wschodzie – najpierw w latach 1989-1994 w Ambasadzie polskiej w Moskwie, a w latach 1996-1999 w Konsulacie Generalnym RP w Kijowie. Wydał (wspólnie z J. Kanią i J. Karmańskim) książkę pt. „Zielona młodość”, a także „Po upadku gwiazdy czyli konsul w akcji” (o pracy w Rosji), „Wzlot. Dokąd zmierzają Polacy na Ukrainie” i inne.

Walentyna Jusupowa (E. Jabłoński. Byli i są oddani Polsce // Zielony Sztandar. – 2018. – nr 27. – str. 26-27.)

Jubileusz 100-lecia niepodległości, odzyskanej po 123 latach niewoli rozbiorowej, obchodzimy nie tylko my, Polacy znad Wisły, ale również 20 milionów naszych rodaków rozsianych po całym świecie. Pod koniec XX wieku w roli konsula miałem przyjemność służyć pomocą i radami Polakom zamieszkałym na terenie Ukrainy. Liczni z nich za swą wielką miłość do Polski zapłacili bardzo wysoką cenę. W erze stalinizmu byli represjonowani, wysiedlani, więzieni i bezpodstawnie rozstrzeliwani. A jednak Polski, swej Macierzy, nigdy się nie wyrzekli. Byli i są jej oddani – sercem, duszą i czynami.

Dotyczy to w całej pełni Polaków z Żytomierszczyzny. A to nie na Wołyniu, nie we Lwowie i jego okolicach, nie w dawnej Małopolsce Wschodniej, tylko w obwodzie żyto-mierskim mieszka obecnie najwięcej Polaków i osób polskiego pochodzenia. Spisy powszechne ludności potwierdzają, że każdy trzeci Polak Ukrainy mieszka i żyje w tym obwo¬dzie. Ich przeżycia i losy plastycznie ukazują dzieje rodziny Zygmunta Wengłowskiego z Żytomierza, z którym bliskie kontakty utrzymuję już ponad dwadzieścia lat.

Rodzice pana Zygmunta – ojciec Adam urodzony w 1899 r. i matka Paulina urodzona w 1900 r. – byli rolnikami. Prowadzili średniej wielkości gospodarstwo we wsi Soroczeń. W okresie intensywnej kolektywizacji w 1930 r. ten „oporny” Polak Adam Wengłowski został aresztowany, a za „spiskowanie” przeciwko państwu radzieckiemu wywieziony przez NKWD do robot na północy kraju, a następnie na Syberię do osiedla-obozu Kwitok, rejon Tajszet, w obwodzie irkuckim. Nie mógł nigdzie się oddalać i miał zakaz pisania listów.

Raz jeden przekazał żonie 50 rubli i w krótkim liście poprosił ją o przysłanie zbiorowego zdjęcia jej z dziećmi. I znów zapadła martwa cisza. Podczas fali czystek i straceń został w lutym 1938 r. skazany bez sądu przez NKWD „za przynależność do kontrrewolucyjnej organizacji rejonu tajszeckiego” na rozstrzelanie. Wyrok wykonano pospiesznie już w marcu. Ciało zakopano w miejscu egzekucji, w lesie w pobliżu wsi Piwowaricha, 20 km na północny wschód od Irkucka.

W lesie tym w latach 1937-1938 zakopano ponad 4500 zgładzonych niewinnych patriotów Polaków i osób innych narodowości. Po upadku reżimu komunistycznego w ZSRR zbudowano tam okazały memoriał, a na kamiennym głazie umieszczono tablicę: „Pamiętaj Ojczyzno nas wszystkich, co zginęli niewinnie, bądź miłosierna i zachowaj nas od zapomnienia”.

W 1957 r. Adam Wengłowski został zrehabilitowany. A syn o szczegółach losu ojca dowiedział się po latach, gdy dostęp rodzin do tajnych zbrodniczych akt stał się możliwy. Dwukrotnie przebywał na miejscu cierpień, zakatowania i pochówku ojca.

Podobny los spotkał również czterech braci Adama. Starszego odeń Adolfa i młodszego – Jana, Józefa i Mariana. Wszyscy oni oddali swe życie w okrutnych czasach stalinowskich za swą polskość i przekonania. Dochodzenie do prawdy o ich losie i śmierci było również długie i trudne.

Ciężkie były także przeżycia matki Pauliny Wengłowskiej. Po aresztowaniu męża została z dwoma dziećmi w wieku 8 i 6 lat. (Pan Zygmunt urodził się 2 stycznia 1925 r.). Sa¬motnie starała się nadal prowadzić gospodarstwo. Trwało to jednak zaledwie niespełna rok. Ziemię jej odebrano i wcielono do kołchozu, a dla niej „wroga ludu” nastała tułaczka po ludziach, byle gdzie się zaczepić, coś zarobić, nakarmić i odziać dzieci. Najtragiczniejsze były lata głodu – 1932 i 1933. Jakoś jednak przeżyli, cały czas na ziemi żytomierskiej. Jedni wspomagali, czym i jak mogli, także podczas okupacji niemieckiej. Głodu nie przeżyły jednak jej siostry Michalina i Antonina, a ich mężowie byli represjonowani.

Po wojnie, przy pomocy syna, udało się uzyskać dla Pauliny Wengłowskiej skromne mieszkanie we wsi Bolarka w pobliżu Żytomierza. W 1987 r. w myśl prawa radzieckiego, za „utratę żywiciela” (męża) przyznano jej zapomogę emerytalną 9 rubli i 14 kopiejek miesięcznie. Zmarła w wieku 91 lat – w 1991 r. A dopiero w 2012 r. – ona, „wróg ludu” – otrzymała pośmiertną rehabilitację.

Gdy w 1944 r. w obwodzie żytomierskim rozlokowała się 1. Armia Wojska Polskiego, zaczęło się uzupełnianie jej szeregów i tworzenie 2. Armii WP, do wojska zgłosiło się ponad 1000 ochotników z tutejszych rodzin polskich, głownie młodych.

Znalazł się wśród nich i Zygmunt Wengłowski, mający wówczas 19 lat. A ponieważ posiadał już umiejętności mechanika trafił do pułku artylerii samochodowej. W szeregach idącego na Berlin Wojska Polskiego zobaczył po raz pierwszy Polskę – Bug, Chełm, Lublin, Wisłę…

Uczestniczył w operacjach bojowych na Przyczółku Warecko-Magnuszowskim. Był świadkiem forsowania Wisły z Saskiej Kępy na Czerniaków przez żołnierzy polskich w celu przyjścia z pomocą powstańcom warszawskim. A potem zobaczył leżącą w gruzach polską stolicę.

W armii brakowało wtedy polskich oficerów. Został zatem skierowany do Oficerskiej Szkoły Broni Pancernej w Chełmie, przeniesionej następnie do Modlina. A po zakończeniu wojny chciał nadal służyć w Wojsku Polskim. Pełnił w nim funkcję dowódczą w Poznańskim Okręgu Wojskowym. W celu uzyskania wiedzy na wyższym poziomie znalazł się w Wojskowej Akademii Broni Pancernej w Moskwie. Kształcił się w grupie oficerów armii sojuszniczych. Wciąż w głowie kołatała myśl o dalszej karierze wojskowej w Polsce.

Otrzymał zachętę od attache wojskowego Ambasady PRL Okazało się jednak, że aby otrzymać obywatelstwo polskie, musi się wcześniej zwrócić osobiście do Rady Najwyższej ZSRR o zgodę na zrzeszenie się obywatelstwa radzieckiego. Uznał, że może to być źle odczytane, ryzykowne dla niego i rodziny. I wniosku nie napisał.

Istotnie to było ryzykowne. Znam innego byłego żołnierza WP z Żytomierszczyzny Wiktora Więckiewicza, którzy tylko za wyrażoną głośno chęć przyjęcia obywatelstwa pol¬skiego i pozostania w Polsce, został aresztowany, skazany przez Smersz „za zdradę państwa radzieckiego” na 10 lat łagrów. A karę tę odbywał w kopalniach węgla kamiennego w Workucie.

W tej sytuacji oficer czołgista Zygmunt Wengłowski dalszą służbę wojskową odbywał w Armii Radzieckiej. Służył Państwu, które tyle krzywdy wyrządziło jego rodzinie. Cóż, taki był wówczas system… W różnych regionach i na różnych stanowiskach dowódczych służył w Armii Radzieckiej do 1975 r. Doszedł do stopnia pułkownika. A po odejściu do cywila jeszcze przez 15 lat pracował w przedsiębiorstwach o profilu obronnym.

Po przejściu na emeryturę, od 1990 r. mieszka i działa w Żytomierzu. Niebawem, w niepodległej już Ukrainie, znalazł się w gronie inicjatorów powołania Stowarzyszenia Weteranów Wojska Polskiego Żytomierszczyzny. Działa ono od 1993 г., a od 1997 r. stoi na jego czele nieprzerwanie właśnie pan Zygmunt.

Stowarzyszenie to, równolegle z innymi organizacjami polonijnymi, aktywnie przybliża członkom, ich rodzinom i ogółowi społeczeństwa wiedzę o życiu we współczesnej Polsce. Byłem świadkiem, z jakim entuzjazmem i zainteresowaniem przyjmowali oni gości z Polski, ambasady polskiej, attache wojskowego, konsulatu, jak chłonęli ich słowa, jak wszystko, co polskie, ich ciekawiło i podnosiło na duchu. Sami zaś, na ile tylko pozwalały im siły, z ochotą uczestniczyli w spotkaniach z ludźmi, zwłaszcza z uczniami. Opowiadali o tym, czym jest wojna, front, walki, niestety, śmierć towarzyszy z okopu. I zawsze podkreślali, że obowiązkiem współczesnych pokoleń jest dokładanie wysiłków, aby na naszych ziemiach i w świecie do wojen nie dochodziło. Obecnie z goryczą przyjmują to, co spotkało ich kraj ze strony Rosji, aneksję Krymu, zawieruchę w Donbasie.

Weterani WP dokładali starań, aby prawda o ich, polskim wysiłku zbrojnym nie była podważana, aby ocalić i udostępniać jak najwięcej pamiątek, odpowiednio były eksponowane w muzeach i izbach pamięci. Wspierali się wzajemnie, pomagali wdowom. Bardzo cenili wszelkie przejawy pamięci o nich, nawet te najskromniejsze: okolicznościowe pozdrowienia, medale, dyplomy, wyjazdy do Polski. I z dumą podkreślali, iż Polska o nich nie zapomniała, że od około 20 lat otrzymują renty specjalne. Choć nie są one zbyt wysokie, to dla nich mają wymiar nie tylko materialny, ale i moralny, symboliczny, że tak jak oni oddali z siebie, co tylko mogli swej dalekiej drugiej, obok Ukrainy, Ojczyźnie, tak i ona o nich nie zapomina. Także w swe 100-lecie.

Przykre jest wszakże to, że natura i nasz świat mają swe nieubłagane prawa. Szeregi Stowarzyszenia Weteranów Wojska Polskiego Żytomierszczyzny stale topnieją. W chwili powoływania do stowarzyszenia należało ponad 370 kombatantów. W maju bieżącego roku na warcie pozostało ich już tylko 13, wszyscy w wieku powyżej 90 lat. Sam przewodniczący Zygmunt Wengłowski, który jest duszą i motorem tej organizacji, skończył 93 lata. W każdej rozmowie telefonicznej z nim w każdym liście do niego niezmiennie mówię mu, że jak kapitan na statku musi na swym posterunku tkwić do końca i pokład opuścić jako ostatni. Oby jak najpóźniej!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *