Jesteś tutaj: Home » Polacy na Kresach » Relacje z wydarzeń » Polskie zamki i rezydencje – Chmielniczczyzna

Polskie zamki i rezydencje – Chmielniczczyzna

Ten unikalny obwód jest geograficznie rozdzielony na pół: na północy – Wołyń, na południu – Podole. Granica pomiędzy nimi przechodzi mniej więcej pośrodku.
Wołyń jest przeważnie pokryty lasami i polami, a Podole pocięte jest skalistymi kanionami rzeczek z licznymi pagórkami i wąwozami. Do tego, na południowym zachodzie, znajdują się góry Medobory. To jeden z najbardziej malowniczych zakątków Chmielniczczyzny.

Rozpoczniemy nasz podróż z północy. Drogą Т- 0611 jedziemy do Szepetówki i nie wjeżdżając do miasta skręcamy w prawo na Sławutę. Tam jedziemy na Annopol, do którego jest 16 km. W miejscowym parku znajduje się Rada Wiejska, która zajmuje były barokowy pałac, zbudowany w 1759 roku. Liczne przebudowy na tyle zmieniły wygląd budynku, że nie pozostało żadnych śladów barokowej architektury.
Kiedyś pałac był znacznie większy. Za jego fundatora uważa się wojewodę poznańskiego Antoniego Barnaba Jabłonowskiego, architektem był podobno Paolo Fontana. Pierwszą żoną wojewody była Anna z Sanguszków, dla uczczenia której przemianowano Glinniki na Annopol. Budowę pałacu zakończono hucznym bankietem, na który Jabłonowski zaprosił „cały Wołyń”. Wkrótce Jabłonowscy sprzedali majątek. Po nich mieszkał tu jakiś czas prawosławny biskup, a po nim Annopolem władał Welewski i Czetwertyński. Ostatnim właścicielem był rosyjski generał Iwikow.
Rezydencję często „nawiedzały” pożary, jeden z najpoważniejszych miał miejsce podczas I Wojny Światowej. W czasach komuny wnętrze budynku zmieniono nie do poznania, nie zostawiając w nim nic ze starych czasów.
W Annopolu mieści się również grób żydowskiego cadyka, dziś miejsce pielgrzymek chasydów i niezwykłej architektury. Jest tu także cerkiew prawosławna z XVIII w. Prawdopodobnie pieniądze na jej budowę również dał Jabłonowski.

Ze Sławuty jedziemy 26 km malowniczą drogą wzdłuż lasów do Iziasławia (kiedyś Zasław). Zatrzymujemy się koło odnowionego kościoła św. Józefa, kiedyś był to klasztor ojców Misjonarzy. Naprzeciwko widać ogromne rumowiska dawnego zamku książąt  Zasławskich. Początek temu magnackiemu rodowi dał syn Wasilija Ostrozkiego – Jeży, który przyjechał do Zasława w XV wieku i odtąd zaczął podpisywać się jako książę Zasławski. Ród zostawał prawosławnym do drugiej połowy XVI wieku, kiedy wojewoda wołyński i podolski Janusz Zasławski razem z całą rodziną przeszedł na katolicyzm. Założył on w mieście parafialny kościół św. Jana Chrzciciela, którego ruiny dobrze widać na starówce, a obok niego obronny klasztor bernardynów. Od II Wojny Światowej w klasztorze znajduje się więzienie o podwyższonym rygorze. Zamek prawdopodobnie zaczął budować jeszcze Jerzy Zasławski w XV wieku. Po zamku pozostały tylko wały i rów, który kiedyś był napełniany wodą.
Po wygaśnięciu rodu miasto przeszło do Lubomirskich, a od nich do Sanguszków. Książę litewski Paweł Karol Sanguszko rozkazał znanemu architektowi Paolo Antonio Fontannie przebudować średniowieczną twierdzę, która trzy razy ratowała miasto przed Tatarami w 1491, 1534 i 1577 roku (ale  była spalona przez kozaków Chmielnickiego). Rekonstrukcja odbyła się w połowie XVIII wieku i obronny zamek przekształcił się w barokowy kompleks pałacowy. Dwukrotnie witano tu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Pierwsza gościna na tyle spodobała się monarsze, że podarował on Klementynie Sanguszko bransoletę z brylantami. Po raz drugi król odwiedził Zasław w 1787 roku, jadąc na spotkanie z carycą Katarzyną ІІ. Towarzyszył mu wówczas austriacki cesarz Józef ІІ. Dla uczczenia wizyty koronowanych głów wydano huczny bankiet i urządzono iluminację z fajerwerkami.
Do 1840 roku Karol Sanguszko prowadził życie samotnika w zasławskiej rezydencji i dopiero parę lat po jego śmierci wdowa Klementyna próbowała zorganizować tu koncerty i teatralne przedstawienia.

W 1880 roku książę Roman  Sanguszko zabrał stąd do Sławuty część cennych rzeczy wraz z rękopisami i starodrukami, a reszta znalazła się w pałacu Potockich w Antoninach. Były to m.in. listy cara Iwana Groźnego do króla Zygmunta Augusta, kolekcja chińskich waz, kryształowych żyrandoli z Wenecji i barokowych mebli.
Ostatecznie zasławski pałac sprzedano (czy przekazano?) rosyjskiemu wojsku, które znacznie przebudowało wnętrza, niszcząc duże sale bankietowe. Pozostał tylko owalny westybul. Dziś stoją tu tylko ruiny.
Pałac do II Wojny Światowej jeszcze był w miarę dobrze zachowany cały. Po wojnie już go nie odbudowano. Na jego terytorium prowadzi most, w czasach Zasławskich zwodzony  i arkowa brama w dużej jednopiętrowej oficynie, która łączyła się z pałacem wygiętą krytą galerią. Za oficyną otwiera się ogromna plac dzieciniec, kiedyś ozdobiony kwietnikami. Nad brzegiem Goryni stała okrągła altana, z której rozciągał się wspaniały  krajobraz na starówkę z bernardyńskim klasztorem, cerkwią, parafialnym kościołem i bóźnicą. Obok nich wznoszą się dziś rumowiska byłego XVI-wiecznego skarbca Zasławskich. Nie wiadomo z jakich powodów, nazywane są zamkiem.

Z Iziasława wyjeżdżamy na trasę M 21 do Chmielnickiego i po 15 km, na rozdrożu wracamy na Gryców. To byłe majątki rodziny Grocholskich. Ich rokokowy pałac teraz jest artystycznym liceum.
Michał Grocholski, ten sam, który zbudował niewielki zamek w Piętniczanach, dużo czasu poświęcał projektowi budowy rezydencji w Grycowie, w miejscu dawnego zamku Zasławskich. Miała ona składać się z głównego korpusu, łączącego się z oficynami krytymi galeriami. To marzenie nie zrealizowało się, prawdopodobnie przez śmierć Michała. Jego syn Marcin zdołał jednak ukończył pałac  w 1782 roku. To była dosyć piękna budowla z ażurowym frontonem z herbami Grocholskich i Chołoniewskich nad wejściem. Sala balowa w tym pałacu była uważana za największą i najbogatszą w okolicy. Ozdabiała ją wytworna pozłacana lepnina i kryształowe żyrandole. Znajdowała się tu również heraldyczna biblioteka, a także sporo stołowego srebra. Stefan Grocholski, ostatni właściciel majątku na początku I Wojny Światowej schował ów srebro w jednej ze ścian. Schowek został znaleziony przypadkowo kilkadziesiąt lat później, przy przebudowie wnętrz.
Sowiecka władza zniszczyła zewnętrzny i wewnętrzny wygląd budowli. Ze wszystkich stron obłożono ją cegłą i zbito hrabiowskie herby. Natomiast zostawiono duży balkon od strony parku. Pokoje przekształcono w klasy szkolne, zostawiwszy tylko byłą salę balową.
Obok  pałacu aż do komunistycznych czasów stała piękna neogotycka kaplica, a na terytorium pałacu wjeżdżano przez wytworną rokokową bramę, uwieńczoną figurami. Te zabytki bolszewików już nie przeżyły.

Znów jedziemy na trasę do Chmielnickiego, skręcamy w lewo i przejechawszy 32 km dojeżdżamy do Starokonstantynowa.
Warto powiedzieć, że przez większą połowę XVI stulecia prawie cały Wołyń należał do potężnego rodu prawosławnych książąt Ostrozkich ze stolicą w Ościeniu. 1561 roku książę Konstantyn Ostrozki otrzymał od króla Zygmunta Augusta przywilej, którym nadawało  Magdeburskie Prawo nowo założonemu miastu przy połączeniu dwóch rzeczek. Razem z miastem na przylądku, utworzonym przez te rzeczki, wybudowano potężny zamek, którego część przetrwała do naszych dni. Chociaż mury były stosunkowo niewysokie, jednak z trzech stron twierdza była nieprzystępna, za ścianami wszędzie była woda. Prawdopodobnie właśnie to pozwalało pomyślnie odbijać szturmy Tatarów. Pod koniec XVI na początku XVII wieku ordyńcy siedem razy próbowali zdobyć zamek. Na przykład w 1618 roku pod jego ścianami stało 30 tysięcy muzułmanów. Wszystkie próby zdobycia twierdzy były nadaremne. W lipcu 1648 roku odbito kozackie oblężenie, a dwa miesiące później w zamku bronił się Aleksandr Koniecpolski. Chmielnicki w końcu zdobył twierdzę, w 1651 roku. Prawdopodobnie, to czy nie jedyny przypadek, kiedy była ona zdobyta. Ostatni raz te mury wytrwały oblężenie w kwietniu 1768 roku, kiedy barscy konfederaci na czele z Kazimierzem  Pułaskim pomyślnie odparli szturm Rosjan.
W 1637 roku zamek umocniono. Wtedy cerkiew połączono z pałacem. W cerkwi zachowały się dawne freski, na jednej z nich przedstawiono fundatora – Konstantyna Ostrowskiego. Zamek już od kilku lat jest restaurowany.
Jeśli pospacerujemy obok narożnej wieży, to zobaczymy bardzo wysoką basztę. Jest ona rówieśnikiem zamku i kiedyś wchodziła w system miejskich fortyfikacji. W 1612 roku dobudowano do niej kościół obronny dominikańskiego klasztoru, kiedy syn Konstantyna, Janusz Ostrozki przeszedł na katolicyzm. Po Powstaniu Styczniowym, dominikanów wygnano stąd.
W maju 1919 roku dach z łaźni oraz górną część kościoła – cerkwi zniszczyły strzały artylerii wojsk UNR, które szturmowały Starokoństatynów, gdzie stali bolszewicy. Wieży i kościoła już nie odnawiano. Za czasów sowieckich była tu milicyjna strzelnica. Obecnie kościół zwrócono chrześcijanom, lecz nie katolikom, a prawosławnym mnichom, którzy założyli tu klasztor.

Dmytro Antoniuk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *