Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Chmielnicki » Dzieje Chrebtijowa i okolic

Dzieje Chrebtijowa i okolic

Studnia Sobańskich w Żytnikach w obwodzie winnickim, kojarzona ze słynną wodą mineralną Regina

Oprócz posiadłości w Chrebtijowie do rodziny Sobańskich na Podolu należała posiadłość (pałac i park) ХІХ w. we wśi Michajłowce (obecnie w rejoniu murowanokurylowieckim) oraz Wierzchówka (pałac, stajnie, brama, park z XIX w.).

Warto wspomnieć także o zespole pałacowym w Obodówce (rejon trostianiecki).  Wszystkie te obiekty są obecnie wpisane do państwowego rejestru zabytków. Kilka innych zabytków architektury, należących kiedyś do Sobańskich, znajdują się także w obwodzie odeskim.

Kilka słów o cerkwiach, na terenie posiadłości Sobańskich w Chrebtijowie:

We wśi Iwańkowce –  drewniana, nazwana dla uczczenia świętego Jana Bogosłowa, zbudowana w 1756 roku wysiłkiem parafian, z trzema wieżami;

W Chrebtijowie – też drewniana, nazwana na cześć świętego Michałą Archystratyga, zbudowana w 1864 roku również wysiłkiem parafian, z jedną wieżą.

Unicka iwańkowiecka cerkiew, tak samo jak i większość ówczesnych wiejskich cerkwi, na początku XIX w. była drewniana i niewielkiego rozmiaru.

Do parafii należało także kilka innych wsi: Dżurżiwka (teraz Bereziwka), Pyłypy-Chrebtijowskie, Szurka i Chrebtijów. Wszystkie one znajdowały się w górzystej miejscowości, niedaleko od rzeczki Dniestr i rozdzielone były między sobą głębokimi jarami. Do nich przeciekały szybkie rzeczki, na których zbudowano młyny.

Miejscowość była piękna, ale bardzo trudno tam było się dostać, tak samo jak i obecnie. Pomieszczenie dla księdza było stare i mało czym różniło się od chłopskiej chaty. Znajdowało się ono w Chrebtijowie. Tu wcześniej była cerkiew, ale spłonęła. Ludzie przekazywali, że „spalił dwie cerkwie chrebtijówskie Sobański”, żeby skorzystać z  jej ziemią jako bardzo dobrej, zamieniwszy ją na gorszą.

Miejscowi parafianie byli bardzo pobożni. Dzwony cerkiewne zapraszały na mszę od godziny 4 rano, i z czasem cerkiew napełniała się ludźmi ze wszystkich zakątków wsi.

Ksiądz Kowalski bronił ich interesów przed panem, za co  chłopi go lubili i czcili. Powiadają, że gospodarz Konstantyn Sobański był bardzo skąpym człowiekiem. Były kozak, później cerkiewny starosta Grzegorz, opowiadał, że żałował dla swoich dzieci nawet kawałka chleba.

Stary Pius Sobański był człowiekiem jak na swoje czasy bardzo wykształconym,  posiadał dużą bibliotekę, ale dzieciom swoim nie dał dobrej edukacji. Skąpstwo przeszło z ojca na syna Konstantego, a ten  nie w lepszych warunkach utrzymywał swoją rodzinę. Żona Sobańskiego nie mogła przywyknąć do jego charakteru i często uciekała do Kamieńca do swojej matki.

To, zwyczajnie, nie podobało się Sobańskiemu, tym więcej, że pobyt w mieście wiązał się z znacznymi pieniężnymi wydatkami.

Każdy chłop musiał zrobić na pańszczyznę pług. Jeden nie miał materiału i poszedł w nocy do jaśniepańskiego lasu, ściął tam dwa drzewa. Ktoś o tym doniósł Konstantynowi Sobańskiemu. Ten przywołał do siebie chłopa, a potem felczera, któremu rozkazał usunąć mężczyźnie dwa zdrowe zęby. Kiedy „operacja” zakończyła się, pan  spytał chłopa: „i co, boli?” – „A jakże!” – „Więc tak i  mnie boli dlatego, że wyrwałeś dwa moje drzewa”, – powiedział Sobański.

Sobański miał bardzo ładną wnuczka Regina, imię której przetrwało do dziś dzięki nazwie mineralnej wody, wytwarzanej w Żytnykach. Ta woda zdobywała II( srebrne) miejsca zarówno w Polsce jak i w Rosji.

Do 1917 roku zaopatrywano w nią bankiety carskie. Także Sobański miał u siebie gorzelniany zakład. Korzystnie zbywał wódkę, zmuszając do kupowania jej swoich chłopów pańszczyźnianych. Jeśli u nich zdarzało się czy to wesele, czy chrzciny, pochówki, stypy, musieli o tym najpierw zawiadomić pana.I wtedy oceniając budżet gospodarza, przeznaczał on , na przykład, na wesele wziąć jednemu 150, innemu 200 czy 100 kwart wódki.
Ksiądz Kowalski bogato opisuje taki fakt spajania chłopów. „Posadziły jego po egzekwiach za stół obok z diakiem, dalej dosiedli gospodarze, krewni, i rozpoczęło się picie. Na stół postawiły dwie czy trzy duże miski z wódką, które po potrzebie znów napełniały. Wódkę łyżkami nalewano w duże szklanki, które stale przechodziły z rąk do rąk. Zagryzano gotowaną kwaśną kapustą, która już trochę cuchnęła.

Przez pewien czas w chacie człowiekowi, który do tego nie nawykł, niemożliwie było siadywać za brakiem świeżego powietrza. Głowa się kręciła. Chłopi że niby nic nie spostrzegały, pot lał z ich gradem, ponieważ za obyczajem siadywały za stołem w kożuchach”. Wszystko to oddziałało na duchownego bardzo negatywnie. On nie dotrwał i, stanowczo wspiąwszy się zza stołu, powiedział: „Jeśli takim samym sposobem w dalszym ciągu będziecie wspominać swoje rodzone, to ja w chatę do was na egzekwie więcej nie pójdę”.W ogóle ks. Kowalski wszystkimi dostępnymi jemu środkami starał się karczować wśród swoich parafian pijaństwo, przez co stale miał konflikty z panem Sobańskim.

Na temat edukacji ciemnego chłopstwa też specjalnie nikt się nie martwił. Kiedy wyszedł dekret o tworzeniu szkół, Sobański nie przekazał na ten cel pomieszczenia, ani kosztów. Udało się otworzyć szkołę w chacie diaka, który uczył w szkole. Nieprzyuczeni chłopi dobrowolnie nie puszczali swoich dzieci na lekcje, a rozkazywać im pan nie uważał za potrzebne.

Dlatego przychodzili do szkoły uczyć się tylko dwaj chłopcy. Nauka trwała dwie zimy, a potem szkoła zakończyła swoje żałosne istnienie. W czasy polskiego powstania, które przechodziło w 30 latach XIX w. na Podolu,  udział w nim wzięli Konstanty Sobański, a także jego dwa bracia i dwóch zięciów, jeden z nich był powiatowym urzędnikiem w m. Uszyca.

Dzieci i zięciowie, znając opinie ojca, ukrywali swoje sprawy powstańcze, ale nie na tyle umiejętnie, żeby ten nie wiedział o nich. I ojciec stale pokazywał im swoje niezadowolenie. W wyniku tego, że Konstanty Sobański współczuł i sprzyjał polskiemu powstaniu, które nie umknęło uwadze policji,  stale go śledzono i nie dawano spokoju.

Pewnego razu, w czasach wojny w Sewastopolu,  nawet go wezwano na rozmowy do Kamieńca.

Sergij Szpakowski, historyk, krajoznawca, starszy naukowy pracownik Działu ochrony zabytków historii i kultury Chmielnickiej Administracji Obwodowej, tłumaczenie Denis Delita, 27 listopada 2019 r.

lp

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *