Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Różne » Z perspektywy Kresów I RP » Cud w Podkamieniu. Cz II

Cud w Podkamieniu. Cz II

Anna Getner z Zamojskich była zacną bogobojną osobą, którą lud biedny swoim aniołem opiekuńczym nazywał, uprosiła u męża, że przyrzekł kościół w Podkamieniu wznieść, a dla jego obrony zamek podżwignąć i murami otoczyć.

Podanie miejscowe daje następny powód odbudowania kościoła w Podkamieniu. Baltazar Celner, który za rycerskie sprawy, na wstawienie się Jana Zamojskiego, chociaż Szlązak, indygenat polski otrzymał, z Kurzańskiej, siostrzenicy St. Żółkiewskiego hetmana, miał syna Aleksandra, dzielnego rycerza, który pod Cecorą dostał się do niewoli tureckiej.

Młoda jego żona, Anna z Zamojskich, blizka krewna Tomasza Zamojskiego, kanclerza i hetmana nie mogąc długo powziąć żadnej wiadomości o mężu czy żyje i gdzie się znajduje, a rospaczając po jego stracie, postanowiła odbyć pieszo podróż do cudownego miejsca w Podkamieniu.

Jakoż gdy po gorących modłach wracała do domu, spotkała pielgrzyma wędrującego z ziemi świętej, który jej powiedział, żc przechodząc pod wieżą Jenikaly, usłyszał glos:

— Starcze, jeżeli idziesz do Polski, powiedz moim krewnym, że ja tu żyję i jęczę w niewoli. Jestem Aleksander Celner, chorąży podolski.

Można sobie wyobrazić, jaką radością wiadomość ta przejęła serce żony: zebrała coprędzej znaczne sumy i posłała je na wykup więźnia, a gdy wrócił zdrów, ślubowała uroczyście odbudować kościół i klasztor w Podkamieniu.

Pomimo jednak obronnych murów i utrzymywanej straży, ilekroć tatarskie zagony groziły Rusi, obraz cudowny z Podkamienia odwożono do Brodów, i dopiero gdy ustały wszelkie z tej strony obawy, Antoni Celner, starosta korylnicki, wspólnie z Michałem Potockim, wojewodą wołyńskim, umyślili obraz laskami słynący ukoronować i zamiar swój w dniu 15 sierpnia 1727 r. przyprowadzili do skutku.

Naoczny świadek tej uroczystości, Franciszek Pułaski, pisał: „Trzeciego dnia, nad samym kościołem na niebie korona czerwona w obłokach, podobna właśnie tej, jaka jest na obrazie cudownym, i trwała blizko godzinę. Na co wszystek lud zgromadzony na odpust i wojsko o pól mili obozem stojąco patrzyło”.

Obszerniejszy opis tej koronacji, dajemy tu podług broszury drukowanej we Lwowie roku 1728.

„Na prośby Augusta II, Senatu polskiego i ojców św. Dominika prowincji ruskiej, konferował papież Benedykt XIII korony cudownemu obrazowi Najśw. Parmy w Podkamieniu. Odebrał je na Watykanie od kongregacyi rzymskiej św. Antoni Celner, starosta korylnicki, a gdy się zbliżał czas obrzędu, na 15 sierpnia 1727 r. naznaczony, ruszył z dalekich ziem i z pobliższych części kraju lud niezliczony; zaproszeni listami senatorowie, książęta, dygnitarze, urzędnicy i inni udzielni panowie, z wielkiemi dworami zjeżdżać się poczęli.

Było całe miasteczko napełnione, cała góra Różańcowa pospólstwem okryta i pola zastąpione. Pod wioską Nakwaszą stanęły obozem cztery chorągwie husarskie, osiem pancernych, regiment dragonii, regiment infanteryi, chorągiew węgierskiej piechoty, chorągiew grenadyerów j. o. księcia Wiszniowieckiego, kanclerza litewskiego, i 56 armat, oprócz klasztornych. Nadeszły potem z wielką apparencją kompanie ze stołecznego miasta Lwowa, z Kamieńca podolskiego, Lachowic, Konstantynowa, Zbaraża, Dubna, Tarnopola i innych, wota Najśw. Pannie ofiarując. Były witane od zakonników perorami, od wojska huczną dział rezonancyą, od kapeli melodyą.

W wigilię koronacyi, zwyczajem polskiej swady, witał j. w. Cetner j. w. korónatora Bogusława Rupniewskiego, biskupa łuckiego, któren odebrawszy od niego korony, odprawił wjazd solenny na gorę takim porządkiem: najpierwiej szły karety poszóstne wzdłuż wojska od wsi Nakwaszy aż do bram tryumfalnych, przez pół mili rozłożonego. Jechało niemało senatorów, panów świeckich i prałatów duchownych. Osobliwie jegomość ksiądz Wyhowski, biskup greckiego wyznania łucki, jegomość ksiądz Ożga, biskup kijowski, jegomość ksiądz Stanisław llozyusz, biskup kamieniecki. Za nimi j. w. koronator, w assystencyi chorągwi rycerstwa polskiego, różnych kompanij i bractw różnych, a j. w. fundator, na koniu drogo przybranym, z dworem swoim.

Wyszedłszy naprzeciwko, zakonnicy wprowadzili j. w. koronatora, przy burzącym z dział uderzeniu, przy muzyce, pod kolumnę niemałym sumptem j. w. Stanisława Leduchowskiego, wojewody wołyńskiego, wystawioną, gdzie korony na pięknie adornowanym tronie lokowano. Przywitany tam należytą perorą i odpowiedziawszy poważnym stylem, prosekwowal swój ingres do bazyliki, okrzykiem trąb, rezonancyą organu i słodkim śpiewem pozdrowiony. Złożywszy koronę między drogie depozyta, j. w. koronator, poprzedzony infułami, kanonikami i 40 klerykami, zapalone pochodnie niosącymi, na ironie pasterskim nieszpory prosekwował. Po nieszporach 378 zakonników św. Dominika śpiewało litanie. W nocy illuminacye, ognie tryumfalne na wieży kościelnej, na basztach, na bramach tryumfalnych, na gankach i oknach. Fajerwerki, race, szmermele, bomby, młynki, ogniste fontanny.

Ledwie dzień się rozpoczął, zabrzmiało po lasach, namiotach, po polach i domach częste strzelanie i nabożnych piosenek śpiewanie. Spowiednicy po konfesyonałach, inni kapłani w bazylice i w kaplicy, gdzie na kamieniu są stopki Najśw. Panny, sakramenta administrowali. O godzinie 8 zakon, perorą ks. przeora Żółkiewskiego, upraszał o wydanie koron, poczem j. w. koronator kazał powoli odczytać dekret świętej rzymskiej kongregacyi i oddal korony w ręce przewielebnych przeorów lwowskiego i kamienieckiego. Przy podziękowaniu dawano burzące ognie, przy glośnej kapeli. Potem j. w. koronator, wprowadzony do bazyliki, po serdecznej konlemplacyi, skłoniwszy głęboko skronie swoje, koronami od jww. biskupów sobie podanemi, pierwiej skronie cudownego obrazu Najśw. Panny, a polem skronie Jezusa, własną ręką uwieńczył i klęcząc, woniejącym kadzidłem oddał trybut.

Patrzącemu ludowi wielka radość łzy z oczow wyciskała. Jedni serdecznie wzdychali, drudzy w zadumieniu i świętój kontemplacyi zostawali. Nasłuchać się było, jako podczas tych ceremonij od hucznych wystrzałów cały kościół i okna drżały, jako się muzyka ze swemi inclodyami popisywała, jako ludzie hucznym głosem wiwaty intonowali. Hojną ręką rozdawano medale srebrne i złote, z abrysem cudownego obrazu. Podczas summy miane było panegiryczne kazanie, z niemałym plauzem i ludzi zbudowaniem. Po kazaniu solenna po cmentarzu processya, po której j. w. koronator dał ludowi swoje pasterskie błogosławieństwo.

Wyszedłszy z kościoła, zacni goście zasiedli do stołu, refektarzu i w zamku j. w. fundatora hojnie zastawionego.

Przez całotygodniową oktawę, przy applauzie i asystencji, odprawiało się nabożeństwo, odprawiały się teologiczne dysputy. Jeden dzień nie folgował drugiemu w apparencyi światła, fajerwerków, ognia z armat i ręcznej strzelby.

Ostatniego dnia przybyły z bogatą apparencyą kompanie z Żółkwi, Wiszniowca, Krzemieńca, Brodów i innych. Po zakonkludowanych ostatnich nieszporach, po processyi, j. w. koronator zaczął hymn: Te Deum laudamus, po którym dał ludowi swoje pasterskie błogosławieństwo, i cały akt zakończył. Podczas tej uroczystości rozdano między pobożnych 108,880 kommunikantów. Na wystrzały wyszło prochu 500 kamieni.

Dotąd Podkamień słynie szeroko łaskami, które na lud wierny w tym miejscu spływają, a woda w tej świętej stopie na skale nigdy nieprzebrana, choć wszyscy ją czerpią, a nikt nie wie zkąd przybywa.

Podkamień leżał dawniej w województwie wołyńskim, w powiecie krzemienieckim, teraz w Galicji i, w cyrkule złoczowskim. Miasteczko nieźle zabudowane i dość ludne, utrzymuje się głownie z odpustów, które corocznie po kilkanaście tysięcy ludzi zgromadzają.

Słowo Polskie za: Tygodnik Ilustrowany, 1 lipca 1861 r., 8 lipca 2020 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *