Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Różne » Warto wiedzieć » Zapomniany pieśniarz Podola

Zapomniany pieśniarz Podola

Belina-Kędrzycki na tle Irkucka, gdzie przed końcem XIX w,. trafiło wielu zesłanych PolakówJulian Belina Kędrzycki w polskojęzycznej przestrzeni informacyjnej jest prawie nieznany. Nie co więcej informacji o nim pozostało w wydaniach ukraińskojęzycznych, a mianowicie w literaturze o Tarasie Szewczence. Pamięci wśród Ukraińców zawdzięcza swoim wspomnieniom o wybitnym poecie, z którym przyjaźnił się. Autor artykułu, niestety nie znalazł tekst wspomnienia o Szewczence w języku polskim. Źródła podają, że ukraińska wersja wspomnień jest tłumaczeniem oryginalnego tekstu, opublikowanego w 1918 roku w Gazecie Lwowskiej. „Diariusz” o Wieszczu ukraińskim i jego relacji z Bieliną Będrzyckim podajemy w dodatku do artykułu, jako przykład polsko-ukraińskich kontaktów w XIX wieku.

Oprócz wzmianki o Podolaninie (taką miał „ksywę”) w słowniku dla szeczenkoznawców (Шевченківський словник w 2-ch tomach), pozostał czy nie jedyny artykuł o nim pt. „Zapomniany pieśniarz Podola” opublikowanym w „Kłosy Ukraińskie”, nr 2-3, 2, 1915, str. 8-9. Autorem jest Roman Rogiński, zesłaniec syberyjski i jeden z dowódców powstania styczniowego. Obydwaj odbywali zsyłkę w Usolu pod Irkutskiem. Wyjeżdżając stąd, Belina pozostawił ręcznie spisane dzieła literackie żonie Rogińskiego Ludwice Neumanowej. Prawdopodobnie, że był w niej zakochany, ale los pokierował, że wyszła za mąż za jego przyjaciela. Nieco z tego, Rogiński opublikował we wspomnianym artykule i przytoczymy te wiersze w naszym artykule.

Urodził się w 11 września 1827 roku we wsi Kowalówka pod Niemirowym. W Niemirowie skończył gimnazjum. Jeszcze w dzieciństwie pozostał bez ojca, który popełnił samobójstwo przez trudności materialne. Po gimnazjum wstąpił do wojska i został przedzielony do kawalerii. Pozostały wzmianki, że uczył języka polskiego później w gimnazjum w Niemirowie i Kijowie. Z 1846 po 1851 rok studiował na uniwersytecie w Kijowie. Na pierwszym roku studiów zapoznał się z Tarasem Szewczenką, z którym często spotykał się i dyskutował o wspólnej polsko-ukraińskiej historii. Prawdopodobnie, należał wraz z wielu wybitnymi działaczami kultury ukraińskiej tego czasu do tajnej organizacji Bractwo Cyryla i Metodego.  W Kijowie również pisał wiersze, dzięki czemu zasłynął jako „pieśniarz Podola” i „podolanin”.

Wacław Lasocki, również Sybirak i uczestnik powstania styczniowego zanotował we swoich wspomnieniach, wydanych po śmierci  (Wspomnienia z mojego życia, Kraków 1933-37), czasy, jak studenci w Kijowie śpiewali piosenek studenta Juliana. Obydwa później spędzali czas w syberyjskim Usolu:

„Lutnistą i kronikarzem w pieśni tych smutnych czasów był Juljan Belina-Kędrzycki, podolanin, którego znacznie póżniej, bo w latach 1859-60, gdym skończył kursa, poznałem już jako kandydata na posadę nauczyciela języka polskiego w gimnazjum niemirowskiem. Pieśń jego „Hej koledzy! precz frasunek”, napisana w 1848 r., została wcielona do stałego repertuaru chóralnych pieśni studenckich i zajęła w nim miejsce poczesne. Zazwyczaj po odśpiewaniu tradycyjnej burszowskiej pieśni „Gaudeamus igitur” i wileńskich filaretów występowała ona na zebraniach koleżańskich jako trzecia z kolei. …. Pieśni te i wiersze malują wybornie dążności ówczesnej młodzieży; ostatni zaś anakreontyk uwydatnia różnicę w zapatrywaniach na ówczesne sprawy studentów i szlachty na Rusi”.

Pod czas powstania styczniowego niezwłocznie dołączył się do oddziałów i walczył w oddziale „Sawy”. Skończyło się to, oczywiście, zesłaniem na Syberię.

Tu kontynuował działalność pedagogiczna i uczył dzieci polskich zesłańców literatury, języka i historii. Również pisał wiersze. W zesłaniu mieszkał w miejscowości Ussole pod Irkuckiem w latach 1863-1875. Jak wspominaliśmy, rękopis z wierszami z okresu syberyjskiego, tzw. „ussoliada” pozostał w rodzinie Rogińskiego. Sam Belina-Kędrzycki po powrocie z Syberii zamieszkał na Ukrainie w Odessie. Z 1882 roku i do śmierci tułał się między Petersburgiem a Warszawą. Zmarł w 1889 roku w szpitalu św. Katarzyny w Petersburgu w 1899 roku.

We wspomnieniach zesłańców syberyjskich, szczególnie zamieszkałych w Ussolu pod Irkuckiem. Wzmianki o poecie i krótka analiza twórczości pozostała zawarta w artykule Barbary Pokorskiej o malarze Aleksandrze Sochaczewskim. Zebrawszy różne wspomnienia, opisała fragment z ich syberyjskiego życia:

„Były też i inne powody, bardziej prozaiczne, dla których nie cieszył się sympatią, a nawet określano go jako zarozumialca, niedoważonego artystę czy nawet pyszałka. Julian Belina Kędrzycki, profesor literatury z Kijowa poświęcił Sochaczewskiemu dwa wiersze: „Transfiguracja” i „Markowski z Sochaczewskim”. Podtytuł pierwszego z nich „Dla chybionego Rafaela” już uprzytamnia stosunek niektórych towarzyszy do Sochaczewskiego, a także rzeczywiste pewnie ambicje malarza, których nie umiał czy może nie chciał ukrywać. W drugim wierszu występuje jako Rubens Usola. W wierszu opisane było zajście w klubie założonym przez warszawiaka Markowskiego. Klub nie cieszył się dobrą reputacją, prawdopodobnie bazował nie na herbatce, ale na wyszynku. Sochaczewski stanął przeciwko Markowskiemu w obronie lekarza z Wołynia Oktawiana Jarockiego, zwanego Don Juanem Usolskim i za to, co sugeruje już same przezwisko, skazanego na niepodawanie ręki przez bardziej purytańskich towarzyszy. Sochaczewski otrzymał w walce solidne cięgi , a na dodatek obaj z Markowskim przez sąd koleżeński zostali na pewien czas wykluczeni z towarzystwa.

W tej małej społeczności sąd koleżeński, wybierany przez samych przecież więźniów, rozsądzał rozmaite drobne i poważniejsze sprawy, a jego werdykty, nie bardzo przecież groźne, były boleśnie odczuwane. Na pewien czas bowiem lub na stałe odsuwały osą- dzonych od wsparcia we wspólnocie rodaków. Sochaczewski nie zachował jednak urazy do sędziów, ani nawet do Kędrzyckiego. Wszyscy oni mieli wystąpić później w galerii jego portretów indywidualnych i zbiorowych. Pozostawił też o nich krótkie wzmianki biograficzne w katalogu swej wystawy krakowskiej w 1900 roku. We wszystkich notach uderza ogromna życzliwość autora i podkre- ślenie samych zalet moralnych towarzyszy niedoli usolskiej. Kędrzycki został tam obdarzony mianem „poety, którego liryki zasługują na umieszczenie ich w rzędzie najlepszych dzieł literatury polskiej”. Bniń- skiego scharakteryzował następująco: „Rodem szlachcic, nie znał innego szlachectwa, jak tylko szlachectwo duszy i serca; zawsze był gotów słu- żyć drugim swą wiedzą i środkami, bez względu na wyznanie lub stanowisko społeczne”.

Jan Matkowski, 08.10.15 r.


I
Co tylko myślę, co tylko czuję,
Wręcz prosto z mostu powiadam.
Ani się kiedy tem zafrasuję,
Czy jaki talent posiadam.

28 listopada 1872 r., Irkutsk

II
Przestarzałe me zasady,
Staroświecka moja wiara!
Stare serce, głowa stara
Tak zostaną – niema rady!

Z moim zdaniem zacofanym,
Ze śmiesznymi dziś dogmaty,
Umrę, znużą wielu laty,
Ja – ostatni Mohikanem.  

28 grudnia 1872 r., Irkutsk

Ostatni wtorek.
Hej, koledzy! precz frasunek!
Niech nas rzeźwi dobry trunek.
Niech przy szklance,
Na hulance,
Słodko płynie noc!

Jeszcze nie czas na rozpacze,
Niepotrzebne jeszcze płacze:
Nasze pęta
Niepojęta
Starga Boża moc.

Chociaż przemoc się uwzięła. –
„Jeszcze Polska nie zginęła”!
Bo gdzie jeszcze
Żyją wieszcze,
Żyje naród tam!

A  nasz Adam żyje miły,
Nasz Irydjon pełen siły.
I Bohdanek, nasz kochanek
Jeszcze śpiewa nami…

Śpiew ten wieszczy niech rozdmucha
W piersiach naszych iskrę ducha.
A wspaniale,
W dawnej chwale
Wstanie polski kraj.

Gdy zaświta nam swoboda
Hasłem naszym będzie zgoda,
Bo nad nami Polakami
Będzie trzeci Maj.

O! Nie traćmy tej nadziei
W smutnej losów złych kolei,
Lecz śpiewajmy,
I hulajmy,
Póki mamy czas.

Bo o jutrze, któż się dowie?
Kto za jutro nam odpowie?
Losu zmiana
Niespodziana
Może dotknąć nas.

A z wrogami jutro może
Bić się przyjdzie, daj to Boże!
Czy zbijemy,
Czy zginiemy,
Zawsze chwała nam.

Może jutro co do słowa
Do satrapy Bibikowa
Pieśń ta dojdzie,
Śpiewak pójdzie
Do więziennych jam.

Wtedy będzie czas na troski,
Dzisiaj pijmy nektar boski!
Że rozkoszy
Nic nie płoszy,
Błogosławmy los.

Żwawo szklanki napełniajmy,
„Gaudeamus” zaśpiewajmy,
W nocnej ciszy 
Niech usłyszy
Niebo pieśni głos!

21 lutego 1848 r., Kijów.

Dumki

Kołyb myni zastup, kaczałka,
Kołyb myni diwka Natałka.

Gdyby to mi sad wiśniowy
I stareńka moja chata,
Gdyby to mi łan zbożowy
i… troszeczkę młodsze lata!

Gdyby to mi konik siwy
I czeladka gospodarna.
I dostatek, a godziwy,
i… dziewczyna jaka harna….

Gdyby to Mo to i owo!
Tak, naprzykład…. wolność kraju!
Gdyby Polska – hej – na nowo
Żyła w swoim obyczaju!

Gdyby nasza święta sprawa,
Co dziś dołem, poszła górą!
I Maryja znów łaskawa
Panowała nad swą Górą!

Gdyby to mi… to i owo!
Utrapieniec tu ussolski
Odmłodniały sercem, głową,
Byłbym znowu chwat podolski.
Usole, 1867

II

Stanęło na tem,
Wezmę ja torbę,
Lirę za korbę,
I pójdę światem…
Może ja zajdę aż na Podole,
Może tam znajdę…
At! – milczeć wolę!
Czego tam szukać,
Do jakiej chaty
Dziaduś brodaty
Ma tam zapukać?
Swoich ni śladu:
Wszystko tam obce, –
Na cmentarz, dziadu.
Gdzie mogił kopce!
Na grodzie slędziesz,
Brząkniesz na lirze,
I o Sybirze
Rozprawiać będziesz.
Usłyszą ciebie
Kości w mogile
Krzyżyki stare
Chwastu badyle,
Ptaszęta stare
I – Bóg na Niebie!
Irkutsk, 1874.