Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Winnicki » Poezja i proza kresowa. Piotr Jaksa Bykowski (1823-1889)

Poezja i proza kresowa. Piotr Jaksa Bykowski (1823-1889)

Źródło - Krakowskie Muzeum NarodoweW 2015 roku wprowadzamy do rubryki Poezja Kresowa w „Słowie Polskim” także znanych polskich artystów słowa nierymowanego, mieszkających kiedyś na terenach dzisiejszcych obwodów winnickiego, żytomierskiego i chmielnickiego. Rozpoczynamy z Piotra Jaksy Bykowskiego – powieściopisarza, eseisty i prawnika, urodzonego w Jakuszyńcach pod Winnicą, pochodzącego ze znanego podolskiego rodu szlacheckiego (szlachty bracławskiej).

Piotr Jaksa Bykowski urodził się 31 stycznia 1823 roku w Jakuszyńcach (10 kilometrów od Winnicy) w rodzinie szlacheckiej (ojciec – Antoni Faustyn był marszałkiem szlachty pow. winnickiego, matka – Franciszka też z szlacheckiego rodu Kamieńskich). Będąc spokrewnionym z innym uznanym literatem, a także konfederatem barskim – Ignacym Jaksa Bykowskim (1750-1817), Piotr już w młodym wieku zaczął interesować się literaturą piękną, poezją i historią Polski, a szczególnie – Podola i Ukrainy.

Edukacje Piotr rozpoczął w Winnicy. Studiował w prywatnym pensjonacie Bogatka oraz w Winnickim Gimnazjum Państwowym w którym w przeważającej części kadrę wychowawczą stanowili polscy profesorowie, a same wykłady odbywały się głównie w języku polskim (nawet w czasach zaboru rosyjskiego). Gimnazjum ukończył w 1841 i w tym samym roku wyjechał do Kijowa, gdzie rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Kijowskim.

W 1848 zamieszkał w Kamieńcu Podolskim. Brał czynny udział w życiu społecznym. W mieście szybko odnalazł się w śród tutejszych ludzi nauki z których przeważającą część stanowili Polacy. Już rok później, w 1849 zostaje kierownikiem amatorskiego szlacheckiego teatru, który uznaje się za pierwszy teatr na Podolu. Od lat 50. XIX wieku zaczyna publikować swoje artykuły w miejscowej podolskiej prasie, a nieco później także w czasopismach warszawskich m.in.: „Dziennik Warszawski” i „Gazeta Codzienna”. Lata 50. to także początek literackiej twórczości Jaksy Bykowskiego, wówczas to zaczyna pisać swoje utwory literackie. Jednak zadebiutował dopiero w 1860 dramatem teatralnym „Odrodzenie”, które zostało pozytywnie odebrane przez polskich literatów od Prawobrzeżnej Ukrainy przez Kamieniec Podolski, Wilno, Lwów, aż po Kraków i Warszawę. Do popularności utworu przyczynił się czas jego wydania, mianowicie na kilka dni przed wybuchem powstania styczniowego.

Oficjalnie prowadzony przez Jaksę Bykowskiego szlachecki teatr został zalegalizowany przez zaborcze władze rosyjskie dopiero w 1859 roku.

Po upadku powstania styczniowego zarówno na Kamieniec Podolski, jak i inne miasta spadły rosyjskie represje. Wszelkie polskie instytucje i organizacje zostały zlikwidowane, język polski w oficjalnym obiegu zniesiony, a polska inteligencja tysiącami była zsyłana na Syberię. W tym czasie Piotr Jaksa Bykowski opuścił Kamieniec i przybył jeszcze w 1863 do Warszawy. Piotr Jaksa Bykowski napisał około 20 powieści, 100 opowiadań, nowel i szkiców, a także około 10 prac historycznych.

Akcja gawęd i powieści historycznych Bykowskiego działa się często w środowisku szlachty kresowej schyłku I Rzeczypospolitej. Opierała się na tradycyjnych motywach, takich jak konflikt międzypokoleniowy, międzysąsiedzkie antagonizmy, procesy sądowy.

Piotr Jaksa Bykowski zmarł 3 czerwca 1889 w Warszawie.

 

Mulik – niehistoryczny hetman Ukrainy (fragment powieści z podań ludowych Piotra Jaksy Bykowskiego)

… –  Cóż to chłopcze – mówił żałośnie – nie poznajesz mię? Szukasz innego ojca, kiedym jest przy tobie.
– Ty nie Palój, ty nie mój ojciec! — rzekł chory na pół senny, z rozmarzeniem kapryśnego dziecka.
– Jam przecie twój ojciec, Mulik poznaj twojego rodzonego ojca!,..
Wymówił ataman rzewnym głosem, jakby w modlitwie przed ikoną.
– Ty Mulik!… ty ojciec, kazałeś mię zabić twoim zbójom, kiedym do ciebie przychodził…. Przedałeś mię za gorzałkę i zawiązałeś mi życie przysięgą małżeństwa… odebrałeś mi Małankę… nie… tyś nie mój ojciec!
Krzyczał chory, wpadając na nowo w szał gorączkowy, i pierwszy raz po długiej chorobie zerwał się z łoża boleści i biegł ku drzwiom.
Mulik przerażony pochwycił go w silne dłonie, jednak z całą przezornością, aby mu szkody nie wyrządzić i, jak małe dziecię w powijakach złożył na posłaniu.
– Synu! – mówił ze łzami – jam dziesiątki moich własną ręką trupem położył, ażeby cię ocalić!… Klnę się Bogiem i zbawieniem duszy, że ci się tu krzywda nie stanie, a każdy twój włos drogi życiem opłacę… Patrz, klnę się na Boga i mękę Pańską!…
A mówiąc to, złożone na krzyż palce całował i do czoła przykładał.
– Ty mówisz synku, żeś ty do mnie przychodził… tyś przypomniał sobie starego ojca, który zawinił przed tobą, że cię w dzieciństwie opuścił, ale ja tę winę naprawię – ja cię złotem osypię… oddam ci hetmaństwo, bogactwa i wszystko… sam pójdę do monasteru pokutować za grzechy i prosić Boga o twoje szczęście… Tyś może polubił dziewczynę, tobie przysięga bezżeństwa ciąży: ja zdjąć ją z ciebie mogę, ja was połączę, uczynię szczęśliwymi, ale nie burłakami nędznymi, jakim sam byłem… Dam wam za co panować…
– Nie, nie, panować nie chcę, ale zdejmcie ze mnie tę klątwę bezżeństwa.
Odparł młodzieniec z całą przytomnością…
– Spij tylko spokojnie, mój synku, a wszystko mieć będzieszl
Przerwał ataman i tulił młodzieńca do szorstkiej piersi z uczuciem matki, przypuszczając, że w chorym jeszcze majaczyła gorączka.

Od tej chwili Huk chociaż widocznie pasował się z siłami, coraz ich więcej nabierał, jednak przestał mówić i pieszczotliwych słów atamana zdawał się nie słyszeć. Wszelako młodość wzięła górę i zdrowie wracało szybkim krokiem; chory próbował sił swoich podnosząc się z posłania, Mulik nie posiadał się z radości i już od czasu do czasu sam wypoczywał. Pewnej nocy, kiedy znużony czuwaniem, snem się pokrzepiał, Huk zwlókłszy się z bogatego łoża, na którym go miłość ojcowska złożyła, resztę nocy na gołej ziemi w sieni przepędził.

Mulik, kiedy po krótkiej drzemce zbliżył się do łoża chorego, omal nie oszalał z rozpaczy; wyrzucał sobie sen swój długi, bo już to było nadedniem, i biegł do drugiej izby dla pobudzenia, pachołków, aby mu szukać dopomogli drogiego zbiega. Gdy w sieni natknął się na swoją zgubę, uradowany chciał przenieść na łoże ten drogi ciężar, ale chory, wstając na nogi, oparł się silnie temu zamiarowi. Stary w przypuszczeniu, iż syn działa pod wpływem gorączki, rzekł mu z łagodną perswazją:
– Chodź chłopcze na łóżko, tam ci będzie lepiej…
– Dobrze mi tu; – odparł Huk obojętnie, aż się zdumiał ataman i spytał jeszcze pieszczotliwiej;
– Czemu nie chcesz łóżka?
Po tych słowach znów zwolna biorąc rękę chorego, chciał go prowadzić, lecz ten się oparł stanowczo. Ataman znów przemówił:
– Przecie na łóżku lepiej…
– Nie lepiej – rozpoczął zniecierpliwiony młodzieniec – bo to łoże bogate, nie kozackie, cudze a krwią niewinnie przelaną cuchnie… Mnie czas iść stąd; obiecaliście błogosławieństwo, a nade wszystko zdjęcie ze mnie klątwy bezżeństwa – dajcie mi to i zostawajcie z Bogiem…
Zakończył, pokornie kłaniając się w pas staremu atamanowi.

Stary nie zdawał sobie sprawy z tak nagłej zmiany w chorym, którą szczególnemu obrotowi choroby przypisywał. Huk odgadując myśli starego, prawił powolnie i poważnie, usiłując nadać swój mowie jasność i stanowczość zdrowego umysłu:
– Przybyłem do waszego obozu, aby was prosić o zdjęcie onej przysięgi bezżeństwa; starałem się przedrzeć do was nie dostrzeżony, wszakże ludzie wasi mnie poznali, a pobudzeni chęcią zdobycia nagrody naznaczonej na moją głowę usiłowali mię zabić… Widzicie, że mówię przytomnie i że chorym już nie jestem. Wiem to teraz, że wy byliście moim obrońcą, żeście wielu z moich napastników wymordowali; że doglądaliście mię pilnie w chorobie… za co niech Bóg wam płaci… ale jeżeli przywróciliście mię do życia, a teraz nie rozwiążecie przysięgi i nie puścicie mię stąd rychło, abym uspokoił inną dobrą duszę, która umiera z tęsknoty i niepokoju… to lepiej było pozostawić mię pomiędzy trupami waszych i dać za moją głowę nagrodę, komu się należała.

Staremu kozakowi na tę mowę włosy na głowie powstały, drżał na całym ciele, usta miał sine, twarz bladą.
– Jam wielki zbrodniarz mój synu i wiele złego w moim życiu popełniłem, więc może byś nie uwierzył, że chciałem cię mieć żywego, aby z tobą dzielić moje bogactwa, a raczej wszystkie ci je oddać, a widzieć cię szczęśliwym, w stanie jaki sam sobie obierzesz… Ten oto krzyż Pański niechaj mię pobije, jeżeli kłamię przed tobą…

Słowo Polskie, na podstawie informacji wikipedii i innych źródeł, 11.01.15 r.