Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Różne » Warto wiedzieć » Pamięć o Polakach zamordowanych w Sandarmochu i Sołowkach musi żyć…

Pamięć o Polakach zamordowanych w Sandarmochu i Sołowkach musi żyć…

Pomnik Polakom, zamordowanym przez komuno-bolszewicki reżim na Wyspie SołowieckiejWieczór. Za oknem ciągle pada, a w pokoju ciepło i przytulnie. Przeglądam płyty ze starymi zdjęciami. Ta ostatnia właśnie zawiera obrazy wykonane w 2011 roku w czasie podróży do Rosji do miejsc masowych mordów ludności w latach 30. ubiegłego wieku. Ogarniam wzrokiem fotografie i wspomnienia natychmiast przenoszą mnie do Petersburga, Sandarmocha, Wielkiej Wyspy Sołowieckiej…

Każdego roku w dniach 4-7 sierpnia obywatele dawnych republik radzieckich oddają hołd pamięci ofiar represji politycznych. Z tej okazji Ministerstwo Kultury Ukrainy, Ukraińskie Towarzystwo Więźniów Politycznych i Ofiar Represji Politycznych zebrało po raz kolejny delegację, która odwiedziła miejsca masowych rozstrzałów Ukraińców, Rosjan, Polaków, Żydów, Włochów, Czeczenów, Jakutów i ludzi innych narodowości. Wśród niewinnie zabitych byli również mieszkańcy Krasiłowa na Wołyniu (obw. chmielnicki). Wśród członków delegacji – dzieci represjonowanych, tych, którzy urodzili się na Wyspie Sołowieckiej, przedstawiciele rodzin, dotkniętych represjami.

Pierwszy przystanek delegacji – Memorialny Cmentarz w Lewaszowie, miejsce, w którym od 1937 do 1954 roku rozstrzeliwano więźniów, osądzonych zgodnie z artykułami politycznymi i zesłanych na północ Związku Radzieckiego. Ogólnie rzecz biorąc w przeciągu lat terroru stalinowskiego w Leningradzie w latach 1937-1938 rozstrzelano 39 488 osób, do 1953 roku zaś ogólna liczba osób straconych i pochowanych tutaj sięgnęła około 45 tysięcy. Dokładnej liczby ofiar do dziś nie ustalono. Wśród rozstrzelanych – uczeni, artyści, pisarze, kierownicy przedsiębiorstw, kapłani, włościanie.

Zdjęcie pomnika ofiarom represji stalinowskich w Sandarmochu. Przy kamieniu delegacja z Polski i Ukrainy19 lipca 1989 roku postanowieniem Komitetu Wykonawczego Leningradzkiej Rady Miasta uchwalono decyzję o urządzeniu i uznaniu pustki lewaszowskiej za Cmentarz Memorialny Ofiar Represji Politycznych. Postawiono tutaj znaki pamiętne białorusko-litewski, ukraiński, rosyjski, polski, ingriański, fiński, włoski, żydowski, niemiecki, pskowski, norweski, wołogodzki, estoński, asyryjski, łaciński i litewski. Krewni rozstrzelanych, którym udało się odnaleźć nazwiska swych bliskich zamordowanych tutaj przez komuno-bolszewickich katów, postawili osobne pomniki ze zdjęciami. Takich tutaj można naliczyć ponad 700… To, co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy pozostawiło szczególne wrażenia. Lecz nie mogliśmy się nawet domyśleć, co na nas czeka w miejscu następnego przystanku.

W drodze rozmawialiśmy, dzieliliśmy się wrażeniami. Usiadła przy mnie starsza kobieta, która jechała z Kijowa. Jak się okazało, jesteśmy rodaczkami: Jadwiga Sołosińska (tak się przedstawiła) urodziła się we wsi Ledzianka w rejonie krasiłowskiego. W tej miejscowości mieszkało wiele osób polskiego pochodzenia. Z tego tylko powodu jej ojciec został represjonowany i wysłany na północ kraju, mamę wysłano do Kazachstanu, a ją oddano do domu dziecka. Bardzo chce odnaleźć chociażby kogoś z krewnych, gdyż została sama na świecie, jednak we wsi nie zostało nikogo. Widocznie, podobny los spotkał całą rodzinę i nie tylko jej rodzinę: ze wsi wywieziono wszystkich Polaków…

Nazajutrz dotarliśmy do uroczyska Sandarmoch (Karelia). Natknęła się na nie w 1997 roku grupa z Petersburga i Karelskiego Stowarzyszenia Poszukiwawczego „Memoriał”. W tym samym roku komisja ds. przywrócenia praw ofiar represji politycznych przy rządzie Republiki Karelia uchwaliła decyzję o stworzeniu tutaj Cmentarza Memorialnego „Sandarmoch”.

22 sierpnia 1998 roku przy wjeździe do uroczyska odsłonięto znak pamiątkowy – bryłę granitowa z płaskorzeźbą i napisem: „Ludzie, nie zabijajcie jeden drugiego!”, przedstawiciele zaś różnych krajów postawili swoje pomniki.

Tutaj, w uroczysku Sandarmoch, poznaliśmy członków polskiej delegacji, którzy przyjechali uczcić pamięć swych niewinnie zniszczonych przodków. Poczęstowaliśmy ich krasiłowskim korowajem, opowiadaliśmy im o miejscach, skąd przybyliśmy, robiliśmy wspólne zdjęcia, zapalaliśmy znicze w miejscach pamięci.

Następnie statkiem dotarliśmy do Wielkiej Wyspy Sołowieckiej. Wydawało się, że po tym, co zobaczyliśmy w Petersburgu i Karelii, nic nie mogło nas zaskoczyć. Jednak tak się tylko wydawało.

Pomnik na lewaszskim pustkowiuJeszcze od XV wieku na wyspie istnieje prawosławny klasztor. Ale w jego historii istniała kilkudziesięcioletnia przerwa. W latach 20. ubiegłego wieku został zlikwidowany. Wartości kulturowe klasztoru wraz z olbrzymimi zapasami żywności zarekwirowano. Tego samego roku na terenie klasztoru ulokowano obóz robót przymusowych, liczący razem z konwojem 350 osób. Trzy lata później założono tutaj Sołowiecki Obóz Specjalny, który w 1937 roku zmieniono na Sołowieckie Więzienie Specjalne. Znaczną część tutejszych więźniów tworzyli tzw. „polityczni” – duchowieństwo, oficerowie „białogwardziści”, polskie ziemiaństwo, eserowcy i inni.

W tym obozie zamordowano dziesiątki tysięcy ludzi różnych narodowości. Szczególnie wielu zamordowano na Siekiernej Górze, w odległości 17 km od klasztoru, gdzie znajduje się jedyny na świecie cerkiew – latarnia morska. W jej pomieszczeniu urządzono pierwszy izolator więźniów. Lecz do drugiego izolatora docierali nie wszyscy. Świadkowie opowiadają, że w pomieszczeniu piwnicznym kościoła ludzi rozstrzeliwano i układano w stosy. Potem w nocy przewożono 300 metrów dalej i zrzucano w doły po 10-30 osób do każdego.

Konsul RP Jarosław Drozd na Wyspie SołowieckiejWięźniów karano o najmniejsze przewinienie, a kary były przerażające. Ochroniarze, bawiąc się, zrzucali ich z długich stromych schodów, urządzali wyjątkowe tortury, które między sobą nazywali „komar” i „kwoka”. W cerkwi na dużej wysokości zainstalowano belkę. Ludzi zmuszano do siedzenia na niej w pozie kury („kwoka”). W ciągu krótszego czasu zmorzeni ciężką pracą w dzień ludzie spadali i rozbijali się na śmierć. Innych nagich przywiązywano do sosny i zostawiano na noc. Od ukąszeń komarów do rana ciało biedaka stawało się czarne. Kto nie umarł – zwariował… Do dziś dzień w pobliżu kościoła znajdowane są zwłoki ludzi. Ile ich tu zginęło tutaj męczeńską śmiercią, nie sposób policzyć!

Na Wielkiej Wyspie Sołowieckiej jest Aleja Pamięci, w centrum której postawiono olbrzymią bryłę i krzyż. Tutaj w dniu 8 sierpnia 2011 uroczyście został odsłonięty znak pamiątkowy, upamiętniający niewinnie zabitych Polaków, który poświęcili przedstawiciele kościoła katolickiego i prawosławnego. W ceremonii odsłonięcia wówczas wziął udział Konsul Generalny RP Jarosław Drozd.

Upłynęło pięć lat, ale nadal przed oczami doły, groby, gdzie spoczywa po 10-30 ludzi, których imiona do dziś dzień są nieznane, miejsca tortur i rozstrzałów niewinnie zabitych… Niech Pan Bóg obdarzy ich Królestwem Niebieskim i nie przyjmuje do niego tych, którzy utracili podobieństwo człowieka i zamienili się na katów!

Halina Kosiuk, Krasiłów, opracowanie Irena Rudnicka, 26.05.16 r.