Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Różne » Warto wiedzieć » Zamierzchła kronika Wołynia

Zamierzchła kronika Wołynia

Zamek Czartoryskich w Klewaniu. Fot. http://www.hroniky.com/

Ktokolwiek z naszych nadwiślańskich podróżników jedzie zaopatrzony w pióro lub pędzel na uprawne stepy podolsko-ukraińskie lub na dziewicze czarnomorskie płaszczyzny, ten mimo woli zahaczyć musi o czarujący żyznych okolic przedsionek – Wołyń prastary.

Treści nowej lub mało zużytej, do głębszych historycznych badań czy do studiów artystycznych, nie zabraknie tu nigdy. Wołyń, ziemia rozległa, szeroko pomiędzy Bugiem a wpadającym do Dniepru Teterowem rozpostarta, mieści w sobie najróżnorodniejsze okolice, rozmaitymi drogami i dróżkami wiążące się tak z sobą wzajemnie, jak i z dalekim pozakresowym światem.

Więc też czy się przebywa ten piękny kraik starym pocztowym traktem, bardziej ku granicy Galicji i Królestwa posuniętym, czy na skrzydłach pary pędzi się po środkowej jego połaci, więcej do leśnych moczarów Polesia zbliżonej: wszędzie się napotyka i malownicze krajobrazy, i ludne wsie, i gwarliwe miasteczka, i ślady nie¬zatarte wielkiej dziejowej kraju przeszłości.

Obeznanemu bliżej z historią stron rodzinnych, w przelocie nawet najszybszym przypominają się mimo woli całe szeregi wypadków z kroniki zamierzchłej Wołynia. Najpierw w oczach mu staje jakiś mityczny lud Dulębów, w zaraniu wieków zamieszkujący podług Nestora między Bugiem a Norynią, w okolicy przeciętej biegiem Horynia i Styru. Następcą tych pierworodnych synów Scytii, widzi się po kolei okrutny najezdniczy lud Obrów (Awarów). Jeżeli Obrzyn miał jechać, powiada kronikarz nadborysteński, to nie kazał zaprzęgać do telegi ani konia, ani wołu, jeno trzy, cztery lub pięć niewiast dulebskich. A byli to ludzie wielcy wzrostem i hardzi rozumem. Więc też dotknięci ręką Bożą, rychło znikli z oblicza ziemi. Po dziś dzień jest przysłowie: „Wyginęli jak Obrowie, po których niema ani plemiennika, ani dziedzica”. Burza azjatyckiego najazdu porwała lud krwiożerczy z nad brzegów Styru i Horynia, i zaniosła gdzieś w głąb Panonii. W opuszczonym kraiku część tylko Dulebów pozostała na rodzinnej glebie, większą ich część uprowadzili z sobą Obrowie, i nad brzegami Mołdawy wparli pomiędzy lud czeski.

Nad dwiema historycznymi rzekami widzimy już potem zmienioną całkiem postać rzeczy. Lud zamieszkujący ich żyzne wybrzeża traci powoli nazwę Dulebów, a występuje pod nowym mianem Wołynian. Kronikarze najrozmaiciej tłumaczą etymologiczne znaczenie tej nazwy. Mniej głębocy dowodzą, że obfitość wypasujących się na stepie wołów stworzyła ten wyraz; tendencyjnie stronni – że po wytępiającym pogromie obryńskim, nowi mieszkańce kraju byli przybyszami z nad Wołgi; inni najracjonalniejsi – że nazwa ludu powstała od starego grodu Wołynia, położonego w pobliżu miasta Hrubieszowa i wsi Wolicy. Ale mniejsza o źródłosłów nazwy ludu, zdarza się bowiem ważniejszy dla niego wypadek: wędrówka zwycięskich nad Prypecią Waregów. Igor i Olga zajmują kraj wołyński, a następca ich Włodzimierz zaprowadza w nim wiarę chrześcijańską i buduje zamek książęcy tegoż co sam nosił nazwiska.

Edward Chłopicki, Od Słuczy do Bohu, „Tygodnik Ilustrowany”, 1887, t. IX, Nr 227. s. 299-301, uporządkował Walery Franczuk, 8 listopada 2018 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *