Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Żytomierski » Wspomnienia z dzieciństwa… (uaktualnione)

Wspomnienia z dzieciństwa… (uaktualnione)

Helena Brzeczko - repatrianka z Kazachstanu

Podczas podróży przez Polskę można czasami natrafić na ciekawych ludzi, przechowujących w pamięci opowiadania babć i dziadków o burzliwych losach ich rodzin w czasach stalinizmu. Wiele rodzin z Żytomierszczyzny zostało przesiedlone w latach 30. ubiegłego wieku do Kazachstanu. O losie własnej rodziny opowiada repatriantka z Kazachstanu Helena Brzeczko.

Nazywam się Helena Breczko, mam polskie pochodzenie. Od 1997 roku mieszkam w Polsce wraz ze swoim mężem, synem i córką. Przyjechałam z Kazachstanu, w czasach gdy dużo osób szukało szczęścia po rozpadzie Związku Radzieckiego. Byłam wcześniej w Polsce kilkakrotnie na koloniach z dziećmi, uznałam, że warto wrócić do ziemi Ojczystej moich dziadków-pradziadków.

Sięgam pamięcią do dzieciństwa…

Wiadomo, że wspomnienia z wczesnych lat życia są najmilsze, barwne i trwałe. Pamiętam opowieści o nowym „domie” w Kazachstanie – wykopanej dziurzę w gołej ziemi, gdzie mieszkali moje dziadkowie, wywiezione z Krywotyna pod Żytomierzem na Ukrainie na początku sierpnia 1936 roku. Wywiezieni za to, że byli Polakami. Mój dziadek nazywał się Stanisław Ostrowski a babcia – Bronisława Rafalska. Wtedy już mieli małego synka Francia. Zostawili wszystko, cały dorobek życia, zabrali tylko to co udało się na szybką rękę zebrać w Krywotynie. Nie pożegnali się z nikim i pod lufą NKWD ruszyli do nikąd… Takich rodzin, brutalnie wyrwanych z życia, wepchniętych do wagonów towarowych, było bardzo dużo. Panował strach, haos, panika … Nikt nie wiedział dokąd…dlaczego i co dalej…? Kiedy już dojechali na miejsce, z przerażeniem zobaczyli … czyste pole.. nic tam nie było, ani krzewów, ani domów tylko wiatr…

Siostra babci autorki wspomnień - Leontina Rafalska(Nitchenko) z mężem Kazimierzem, oraz wnuki Mikoła Iskra, Nikołaj Dworecki i inneNadchodziła zima… Chłód, głód , choroby dokuczały biednym i zestresowanym ludziom. Właśnie wtedy i były zbudowane te „ziemianki”: wyryte z brył ziemi i sklejone gliną, czasami z malutkim okienkiem. Pod nadzorem NKWD, ogrodzone kolczastym drutem miejsca wysiedlenia nie mieli nawet nazwy, po prostu były mianowane „toczkami”: 19, 22, 36,38, 40… Takich „toczek” było dużo, tam mieszkali Polacy, Niemcy, Inguszowie – wszyscy, kto został represjonowany w latach 30. Więzieni, karani i zastraszani ludzie nie mogli mówić w swoim ojczystym języku nawet w domu! Za nieposłuszeństwo bito, wyśmiewano i poniżano. W „toczkach” panowała straszna bieda i głód. Ludzie po kryjomu zbierali kłosy po żniwach, żeby nakarmić dzieci. Ale nawet i tego nie mogli robić otwarcie. Rozpowszechnione były donosy, ludzie ze strachu o własne życie donosili na sąsiada. Za byle co można było dostać karę więzienia, a nawet śmierci…

Nie doznałam tego osobiście, znam tą historię z opowieści mojej mamy, która urodziła się w 1943 roku już w Kazachstanie. Babcia nigdy nawet słowa nie powiedziała na ten temat. Strach, wiezienia, rozłąka z rodziną, głód i chłód zrobili swoje. Moje dziadkowie po tych wszystkich przeżyciach byli bardzo zamknięci, małomówni, nabyli wiele nieuleczalnych chorób i przed śmiercią bardzo cierpieli. Mimo to w moim domu rodzinnym zawsze były obchodzone wszystkie Święta kościelne. Zapach rolady makowej, kuti, paschy wielkanocne: wszystko takie smaczne – niebo w gębie! Nie tak bogaty w orzechy, miód, mak i inne bakalie jak to się robi teraz, ale te, robione przez babcie, zapamiętam na całe życie!!! Wspomnienia z dzieciństwa są najsłodsze i najsmaczniejsze…

Były tez i inne wspomnienia stamtąd, z dzieciństwa : kiedy byłam wyzywana przez inne dzieci „przeczka, przeczka…(Red.: Polka)”. A kiedy już przyjechałam do Polski na stałe ze swoja Rodziną :”ta ruska…” Ale widocznie jestem silną osobą, mimo wszystko nie żałuję niczego co mnie spotkało, zawsze byłam dumna z tego, że jestem Polką.

Życie lubi płatać figle… Po latach dowiedziałam się, że dziadek mojego męża był komendantem NKWD akurat tam gdzie znajdowali się pod komendanturą moje dziadkowie. Ojciec mojego męża w latach 50. przyjechał na oswojenie „Celiny”(Red.: nieoswojonych ziem w Kazachstanie) spod Równa, czyli też z Ukrainy.

Mój dorosły syn z własnej inicjatywy bada rodzinne korzenie oraz szuka krewnych, rozwianych po całym świecie. Wiem, że mój rodzice dziadka mieni na imię Juzefa i Aleksander Ostrowscy. Oni wcześnie zmarli, pozostawiając dzieci sierotami. Starsza siostra i bracia mojego dziadka: Ostrowscy Antonina,Vincenty, Władysław, Walenty, Benedykt i Karol. Niestety w czasach kiedy moje dziadkowie byli pod kontrolą komendantury, nie otrzymywali w Kazachstanie żadnej poczty. Brak wiadomości, możliwości kontaktu negatywnie wpłynęło na utrzymanie więzi rodzinnych. Po latach poszukiwań udało się ustalić tylko małe informacje o losach niektórych z nich, ale wciąż tego jest za mało. Czas leci, zostaję co raz mniej nas przy życiu. Przykre ale realne doświadczenie…

Dopiero teraz dzięki możliwościom Internetu udało się nawiązać kontakty z Marią Nitczenko (Dworecka), Galiną i Mikołą Iskra, Leonidem Godlewskim, Aleksandrem Ostrowskim.Są w naszej rodzinie i inne nazwiska Szkuryński, Boruszewki, Klukowski, Paszyński, Krasnowski, Żurawski, Całkowski, Nowicki, Kuczyński…

…Ciągle , wracam pamięcią w dzieciństwo… Mama zawiozła mnie i siostrę na ziemie moich dziadków. Miałam nie całe 4 latka, ale co nie co pamiętam. Wspomnienia bardzo pozytywne, nasączone smakiem wiśni, której wtedy nigdy jeszcze nie smakowałam. Duże jabłonie, całe w owocach rozmiarem w pięść. Nawet zielone bardzo smakowały, bo wtedy nigdy jeszcze takich dużych nie widziałam…

Rozmawiała Alina Zielińska

Wideo z rozmowy z repatriantką z Kazachstanu

{youtube}cl0fv_3_wwE{/youtube}

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *