Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Chmielnicki » Majowym tropem Grocholskich i Sobańskich

Majowym tropem Grocholskich i Sobańskich

Rozrzucone ojców kości
Pośród jarów, pośród gór,
Co bronili tu polskości,
Dając dla nas piękny wzór.

Olga Riabczuk, Henryk Grocholski i Maja Grocholska w pobliżu grobowca Sobańskich w ObodówcePodole wabi swoimi przestrzeniami, pagórkami oraz masą zieleni. Nierzadkim zjawiskiem w tym regionie są ogromne granitowe bryły, które zmieniają brzegi Bohu w majestatyczne „żelazne” ściany.
Polacy od dawna tutaj przyjeżdżali i jako pierwsi zakładali na terenie dzisiejszej Winnicczyzny Chmielnicczyzny i Żytomierszczyzny niewielkie osady, które wzmocnione po 1434 roku obronnymi zamkami stawały się pięknymi i malowniczymi miasteczkami, jak Bar, Winnica czy Bracław.

Polska potęga i wpływy na Podolu były tak silne, że nawet rosyjska agresja, która zaczęła się pod koniec XVIII wieku nie zdołała poważnie zmienić sytuacji. Wpływowe polskie rody prowadziły tutaj własną politykę, która w czasach powstań listopadowego i styczniowego często szła w całkiem innym kierunku, niż polityka carskiej Rosji.

Tylko rewolucja bolszewicka zdołała całkowicie zmienić oblicze Podola i Wołynia. Czerwona zaraza, bardzo szybko zatruła życie w miarę spokojnego społeczeństwa, przekształcając byłych rolników, nauczycieli, ziemian i robotników w ofiary komunistycznego reżimu. Po 1917 roku wszyscy, którzy nosili nazwisko Grocholscy, Potoccy czy Brzozowscy nie mogli spokojnie chodzić po ziemi swoich przodków i musieli uciekać światu z oczu. Większość z nich wybrała Polskę, ale niektórzy wylądowali w bardzo oddalonych zakątkach naszej planety – w Australii czy Stanach Zjednoczonych. Ci nieliczni, którzy pozostali, zmierzyli się z bezwzględną maszyną represji i ludobójstwa, która w latach 1937-38 rozkręciła się tak, że „wchłaniała” życia najbardziej aktywnej części społeczeństwa, w wieku od 30 do 40 lat.

Nie sposób zapomnieć o wspaniałych podolskich rezydencjach, schowanych na prowincji, gdzieś w Obodówce czy Czerwonem. Potomkowie tych, którzy w pośpiechu rzucili wszystko i wyjechali by ratować życie, wraz z upadkiem ZSRR zaczęli znów przyjeżdżać na Kresy i dokumentować obecny stan posiadłości ich ojców i dziadków.

Części goście na Podolu

Jednymi z najaktywniejszych „gości” na Podolu są Grocholscy. Z tym nazwiskiem kojarzy nam się Woronowica i Stryżawka, Piętniczany i Czerwone, Hryców i Winnica. W 2014 roku przedstawiciele młodszego pokolenia tego rodu – prawnuk ostatniego właściciela Stryżawki Henryk Grocholski wraz z żoną Mają Grocholską (przez mamę de domo Sobańską) odwiedzili rodzinne Kresy, pokazując na własnym przykładzie, że nie można zapominać o małej Ojczyźnie, a tym bardziej o licznych grobach przodków, zrównanych przez komunistyczne władze z ziemią. Pod koniec kwietnia przybyli oni do Winnicy, zwiedziwszy poprzednio Odessę i zadomowili się w jednym z miejscowych hoteli, by w następne kilka dni wykonać kilka wypadów do miejscowości, związanych z historią ich rodzin.

Los był łaskawy dla podróżników ze stolicy Polski. Wszędzie byli witani z honorem i życzliwością. A każda kolejna miejscowość otwierała oczom młodych Grocholskich wspaniałe zabytki architektury sakralnej, piękne „białe dworki” oraz bezkresne podolskie przestrzenie.

– Takiego w Polsce już nie zobaczysz – co chwilę z zachwytem powtarzał w samochodzie młody Henryk Grocholski, robiąc zdjęcia dumnym bocianom, przechadzającym się po absolutnie bezludnym polu wśród stada krów albo licznym znakom komunistycznej przeszłości, których na wioskach zachowała się ogromna ilość. Polacy nie mogli oczu oderwać od przepięknych podolskich jezior a miejscowe dzieciaki, które grzecznie witały słowami „Dobrogo Dnia”, zawsze wywoływały uśmiech na twarzy.

Podróż pierwsza

W pierwszym dniu droga prowadziła do oddalonych o ponad 140 kilometrów od Winnicy Obodówki i Wierzchówki. Po drodze „migały” polskie nazwy miejscowości a stara droga brukowa, która nie zważając na ponad 100-letni wiek, wyglądała jak dopiero po budowie i zaprowadziła bezpośrednio do Wierchówskiego Agrarnego Koledżu (tak dzisiaj się nazywa były pałac hrabiów Sobańskich w Wierzchówce). O dziwo, budynek zachował się w bardzo dobrym stanie a dwóch rycerzy, którzy dzisiaj upiększają jego fronton, pozwalają zapomnieć, że turyści trafili w jedną z najgłębszych peryferii na Ukrainie, gdzie każdy samochód, który nie wygląda, jak „Zaporożec” czy „Łada” budzi ogromne zainteresowanie i ciekawość miejscowych mieszkańców…

Po rozmowie z przemiłym Panem dyrektorem Kusznirem Aleksandrem, który poczęstował gości smacznym koniakiem, potomkowie podolskich ziemian wyruszyli do kilka kilometrów położonej dalej Obodówki, gdzie spotkali się z miejscową krajoznawczynią Olgą Riabczuk. Pani Ola oprowadziła gości po resztkach pałacu Sobańskich, muzeum, ukrywającym historię z duchami, dawnym kościele, ufundowanym przez Polaków i poskarżyła się, że miejscowa młodzież nie opiekuje się zabytkami we własnej miejscowości a wszelako próbuje je zniszczyć.

Następnie Grocholscy obejrzeli grobowce Brzozowskich i Sobańskich na miejscowym polskim cmentarzu, który dziś przypomina prawdziwą dżunglę. Tylko piękne jego usytuowanie na pagórku i resztki starego białego marmuru przypominały o byłym wyglądzie tej nekropolii.

Na Wołyń

Kolejnego dnia goście z Warszawy wybrali się w kierunku Wołynia do miejscowości Czerwone (d. Czerwona), gdzie znajdował się kiedyś pałac Adolfa Grocholskiego, którego żona Wanda Radziwiłłówna sprzedała posiadłość ze wszystkimi pamiątkami po Grocholskich Rosjaninowi Tereszczence. W Czerwonem gości zetknęli się z na początku z niezbyt przyjaznym mnichem prawosławnym Abelem, który zresztą jak zobaczył, że Grocholscy mają tylko dobre intencje, otworzył im wszystkie drzwi, zaprowadził do najgłębszych piwnic i najwyższej wieży. Dzięki Abelowi można było się dowiedzieć, że kiedyś budowniczy natrafili na podziemne pomieszczenie z wielką ilością książek, które potem zamurowali a także o tym, że wnętrze pałacu było całkowicie zmienione dla potrzeb funkcjonującego w nim sierocińca. Po twarzy mnicha było widać, że on sam nie jest w stanie utrzymać tak ogromnego budynku i z chęcią by się przeniósł do niewielkiego budynku na wsi, gdzie mógłby zajmować się ulubionym zajęciem – pszczelarstwem.

Bardzo ciekawą i wartą uwagi okazała się była fontanna z pałacu Grocholskich, którą przeniesiono w czasach komuny kilkaset metrów dalej. Do dziś z niej spod grubej warstwy farby patrzą na nas figury greckich bogiń, przypominając o byłym przepychu polskiej rezydencji w tym mieście.

Po Czerwonem droga prowadziła do Żytomierza, gdzie Grocholscy spotkali się z przedstawicielami „Zjednoczenia Szlachty Polskiej” oraz redakcji „Głosu Polonii”. Pod koniec wizyty w Żytomierzu Polacy wpadli także do Domu Polskiego, gdzie poznali jego dyrektorkę Irenę Perszko oraz to czym na co dzień żyje Centrum Kultury Polskiej Żytomierszczyzny.

Hryców – niespodziewane odkrycia

Kolejny dzień wycieczki związany był z północno-zachodnią częścią Podola, czy może, jak ktoś woli z południowym Wołyniem, gdzie mieści się Hryców. W tej miejscowości, która swoim układem ulic przypomina typowe polskie miasteczko, zachował się nieco zmieniony pałac Grocholskich, ciekawostką którego jest ogromne drzewo, rosnące przez balkon z tylnej strony pałacu. Dzień wizyty w Hrycowie był dniem wolnym od pracy ale póki Henryk i Maja Grocholscy chodzili po okolicy, przy okazji odnajdując cegły z rodzinnym herbem Syrokomla, do posiadłości ich przodków (w której dziś mieści się szkoła artystyczna) przybyła dyrektor tego zakładu edukacji, która z chęcią oprowadziła gości po budynku.

Nie zapomnieli warszawiacy także i o starym polskim cmentarzu w Hrycowie, na którym odnaleźli płytę grobową dalekiej krewnej Julii Grocholskiej a także duże grobowce innych Polaków, które niestety były zniszczone a ich kości tam pochowanych poprzewracane i dziś każdy chętny może do takiego grobowca się dostać.

Oprócz wyżej wspomnianych miejscowości Henryk i Maja Grocholscy zwiedzili także Strzyżawkę, w której mieścił się piękny pałac Tadeusza Grocholskiego i grobowiec na skale nad Bohem, Niemirów, Tulczyn, Woronowicę i oczywiście Winnicę. Wszędzie spotykali się z przyjaznym nastawieniem i chęcią pomocy. Do domu oprócz tradycyjnych prezentów w postaci książek i dwóch cegieł z inicjałami F.S. (Feliks Sobański) i herbem Syrokomla wieźli przede wszystkim wspomnienia o tych kilku niezapomnianych dniach na ziemi podolskiej, którą prawie mogą nazywać swoją małą Ojczyzną…

Jerzy Wójcicki, bwp

 

Pałac Sobańskich w Wierzchówce na Winnicczyźnie


Schody do byłego kościoła w Obodówce


Maja Grocholska na wieży pałacu w Czerwonem


Henryk Grocholski pod pałacem w Czerwonem


Wspólne zdjęcie z mnichem Abelem


Figury z byłej fontanny Grocholskich


Przed katedrą św. Zofii w Żytomierzu


Nad Bohem przy skale, na której znajdował się grobowiec Grocholskich


Postkomunistyczne „zabytki”


W hrycowieckim pałacu



Przy kamieniu nagrobnym Julii Grocholskiej



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *