Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Różne » Z perspektywy Kresów I RP » Schyłek romanowskiego przepychu

Schyłek romanowskiego przepychu

Rozrzutny tryb życia Józefa Augusta Illińskiego, jego najrozmaitsze fantazje, jak np. kupno za 10000 dukatów słynnego angielskiego ogiera Diomeda, jadającego z marmurowego żłobu, którego kształty rozsławiać miały po świecie specjalnie w tym celu wykonane sztychy, liczne fundacje, które zubożyły budżet Ilińskiego o 800 000 złp. zachwiały w końcu nawet tak olbrzymim majątkiem, jakim dotąd dysponował.

Niebagatelną kwotę kosztować też musiało utrzymanie samego „dworu” liczącego 328 osób. Już więc w 1813 r. „Opieka szlachecka” zmuszona była mianować zarząd przymusowy, który trwał w ciągu lat sześciu. W końcu, na kontraktach kijowskich w 1819 r. sprzedał senator starostwo ułanowskie, co jeszcze bardziej zmniejszyło jego bieżące dochody.

Zapomniany przez tych, którzy go kiedyś czcili, gdy był u szczytu sławy i władzy, dziwaczejący coraz bardziej i wyobcowany ze społeczeństwa, które nurtowały nowe prądy, umarł Józef August Iliński na obcej ziemi w Petersburgu jako osiemdziesięcioletni starzec. Pochowano go w carskosielskim kościele katolickim obok grobu księżny łowickiej.

Po śmierci senatora i podziale mocno już okrojonych dóbr między synów, orkiestrę odziedziczył młodszy, Jan Stanisław, który ją jakiś czas posiadał, jednak z powodu wielkich sum, jakie na podobne przedsięwzięcie trzeba było łożyć, zdecydował się muzykantów rozpuścić.

Sama rezydencja romanowska utrzymywana była na pańskiej stopie i w jak największym porządku w ciągu dwóch pokoleń. Pałac zbudowany został bowiem solidnie na głęboko wbitych w ziemię palach. Inne dzieła senatora przestały istnieć częściowo jeszcze za jego życia, pozamykane przez rząd carski. Budynki gospodarcze i administracyjne, stawiane licho na podmokłym gruncie, porozpadały się w gruzy, nie przetrwawszy nawet kilkudziesięciu lat. Dotyczyło to także kościoła i klasztoru szarytek, wzniesionego nie opodal miasteczka na trzęsawisku, przez wykopanie kanału nie całkowicie osuszonym. W niewiele lat po ukończeniu tych budowli mury ich zarysowały się, sufity poopadały, a cały dół z powodu wilgoci był niezamieszkany.

Najdłużej przetrwał park dworski, założony przez ogrodnika Kaisera, częściowo z wykorzystaniem istniejącego już tam drzewostanu. Rezydencja senatora Ilińskiego wzniesiona bowiem została na skraju rozległych lasów i żyznych pól. Obrzeże lasów włączono w obręb ogrodu. Te właśnie fragmenty parku widać w stanie niemal jeszcze pierwotnym na litografii Teuberta, po obu stronach skrzydeł bocznych pałacu. Na wykarczowanych i splantowanych terenach założono trawniki i zasadzono nowe drzewa i krzewy ozdobne. Oba gazony przecięto krętymi ścieżkami spacerowymi oraz dwoma kanałami, doprowadzającymi wodę z przepływającej obok rzeczki Leśnej do wielkiej sadzawki, wykopanej przed fasadą pałacu. Nad kanałami przerzucono jednoarkadowe mosty, przez które przechodziła droga wjazdowa. Później na obu bocznych gazonach pojawiły się też widoczne na litografii Wilczyńskiego akcenty architektoniczne: na prawym okrągła altana otoczona kolumnami i nakryta kopulastym dachem, na lewym zaś inna, wyglądająca na tak modny na przełomie XVIII i XIX w. „domek chiński”. Na litografii Wilczyńskiego widoczne też są mocno już w tej części ogrodu podrośnięte drzewa. Rabaty ciągnące się wzdłuż bocznych elewacji skrzydeł obsadzono klombami kwiatowymi.

Przed pałacem pozostawiono ogromną wolną przestrzeń wysypaną piaskiem. Mogły tędy wjeżdżać swobodnie, a także zawracać powozy zaprzęgnięte w kilka par koni zarówno „w lejc” jak „w poręcz”. Ten gładki dziedziniec frontowy służył także jako teren spacerowy. Widoczna na obu litografiach na pierwszym planie sadzawka założona została w odległości około stu metrów od pałacu, równolegle do jego fasady i paradnego dziedzińca. Do wody schodziło się po umieszczonych na osi portyku prawdopodobnie marmurowych schodach. Pięknie ukształtowane „baciki” umożliwiały przejażdżkę po całej sadzawce. Na stawie znajdowała się mała wysepka z zasadzonymi na niej topolami włoskimi, pośrodku zaś – wyspa wielka kształtu kolistego, otoczona dokoła ścieżką spacerową. Można stąd było w całej krasie podziwiać architekturę monumentalną pałacu, jak też różne fragmenty parku. Ułatwiały to jeszcze inne ścieżki, rozchodzące się promieniście od usytuowanej pośrodku wyspy altany obsadzonej krzewami. Wyspa ta swoim rozplanowaniem przypominała wirydarz. Od tyłu pałacu rozciągał się wielki otwarty gazon. Ta część parku łączyła się bezpośrednio ze zwierzyńcem. Poza krzewami i rabatami kwietnymi, dalszymi elementami dekoracyjnymi parku romanowskiego były jeszcze kolumny i wazy marmurowe, obeliski oraz rzeźby figuralne. Trzymetrowej wysokości granitowy pomnik, wzniesiony na kształt piramidy, poświęcony został pamięci gen. Janusza Ilińskiego, poległego w 1792 r. pod Markuszowem.

W 1875 r., podczas bytności Chłopickiego, w ogrodzie romanowskim dawały się już zauważyć pewne objawy zaniedbania, wynikające z braku odpowiednich funduszy na utrzymanie tak wielkich obszarów. Istniały jednak nadal wspaniałe oranżerie, aleje „włoskie”, „labirynty”, angielskie trawniki, „przepyszne gloriety” i posągi. Oprócz pomnika Janusza wznosił się pomnik twórcy rezydencji, Józefa Augusta Ilińskiego. Mimo więc owych objawów opuszczenia, park romanowski określił Chłopicki jako nadal jeden z najpiękniejszych w kraju.

Chłopicki był też ostatnim, który zwiedzał pałac jeszcze w pełnej jego krasie, choć strona tylna gmachu sprawiała już także wrażenie pewnego zaniedbania. Wewnątrz zmieniło się tylko częściowo urządzenie. Przybyło trochę przedmiotów będących własnością Steckich. Relacje Chłopickiego uwzględniające nowe nabytki są równocześnie uzupełnieniem opisów pochodzących z lat wcześniejszych.

Nie wydzielając wyraźnie skrzydeł, Chłopicki dzieli wszystkie pokoje pałacowe na pięć kategorii: dolne z lewej strony mieszczące paradne komnaty, mieszkania krewnych i plenipotenta, dolne z prawej strony, w których mieszkała ówczesna właścicielka Romanowa — Jadwiga Stecka z rodziną i marszałek dworu ze służbą, górne na piętrze po prawej stronie, wśród których nadal mieściła się kaplica, sala jadalna zimowa, dawne pokoje senatora oraz jego biblioteka, górne po stronie lewej z salą jadalną letnią, dawnymi apartamentami Henryka Ilińskiego i jego biblioteką oraz górne na piętrze drugim, z galerią spacerową, pokojami dla gości i rezydentów oraz archiwum domowym.
Do pokoi „paradnych” także i Chłopicki zaliczył 12 sal lewej strony pałacu na parterze. W pierwszej z nich widział portrety rodziny Steckich, w drugiej porozwieszane na ścianach tarcze z herbami różnych znakomitych w Polsce rodzin, jak też pęki zdobytych na nieprzyjaciołach sztandarów, w trzeciej pancerze i hełmy, ustawione na postumentach, przeniesione z dawnych apartamentów Henryka Ilińskiego, oraz marmurowe posągi Wenery i Cerery, w czwartej portret cara Pawła I i kilka obrazów szkoły włoskiej i polskiej, klawikord jakiejś dziwnej budowy, znane nam już biurko Marii Antoniny i popiersie aktualnej pani domu, Jadwigi Steckiej.

Jako pokój piąty określił również i Chłopicki salę „purpurową”, która wyglądu swego nie zmieniła, a jako szóstą salę „złotą”. Wisiało tam wówczas 25 większych i mniejszych płócien. Do wymienionych uprzednio dodał jeszcze Chłopicki następujące: Chrystus z Samarytanką Łukasza Giordana, Złożenie do grobu Tintoretta, Pejzaż nocny Salvatora Rosy, Święta Rodzina Correggia i Wnętrze pałacu Canaletta. W sali siódmej zauważył m.in. porcelanę, której jednakże bliżej nie opisał, stary zegar oraz kilka obrazów flamandzkich, a ponadto płótna pędzla Domenichina, Berghema, Schiavone i popiersie senatora Ilińskiego. Niewiele zmienił się pokój ósmy. W dziewiątym oprócz zwierciadeł wisiały portrety rodzinne i stało kilka marmurowych posągów. Pokoje dziesiąty, jedenasty i dwunasty, w porównaniu ze stanem sprzed pół wieku, większych zmian nie wykazywały.

Na pierwszym piętrze, dokąd z sieni prowadziły schody z misternie rzeźbioną balustradą, piękno i bogactwo kaplicy mógł Chłopicki podziwiać tylko przez małe okienko w murze, przez które mszy św. słuchała ukarana za niewierność druga żona senatora, o czym wiele szczegółów podają współcześni. Zachwyt jego wzbudziła natomiast inna sala tej kondygnacji, pełna „najcudniejszych kopii obrazów szkoły włoskiej, holenderskiej i flamandzkiej”. Z malowideł, które podobały mu się najwięcej, wymienił Chłopicki: Rycerz w pancerzu Rubensa, Wniebowstąpienie Tintoretta, Kuszenie św. Antoniego Teniersa, Pejzaż flamandzki Swanevelta i Przechadzka Wouwermana.

Dalej zachwycił się Chłopicki pokojami zmarłego przed czterema laty Henryka Ilińskiego, z wyjątkiem letniej jadalni „mniej ozdobnej”. Księgozbiór, liczący wtedy 4000 dzieł, a więc nieco wzbogacony, uznał za „pierwszorzędny” pod względem doboru edycji. Zwrócił poza tym uwagę na kolekcję numizmatów, kamieni i „machin fizycznych”, a w końcu na rozmieszczoną w jednej z sal, zajmowanych niegdyś także przez Henryka Ilińskiego, dalszą część galerii obrazów.

Miały to być również doskonałe kopie szkoły włoskiej, holenderskiej i flamandzkiej. Mówi o nich, iż tworzyły zbiór „arcydzieł wielkiej rzadkości”. Wymienił tylko niektóre: Portret chłopca Rembrandta, Portret nie określony bliżej van Dycka, Pustelnik Teniersa, Magdalena Agostino Carracciego, Wieczerza Pańska, Gody w Kanie i Wniebowzięcie Matki Boskiej Crespiego, Polowanie Lebruna, Wedeta żołnierza Ph. Wouwermana, Kąpiące się kobiety i Daniel w jaskini lwów Rubensa oraz dwie akwarele Aleksandra Orłowskiego bez podania ich tematu. W tym czasie znajdował się też jeszcze w Romanowie m.in. obraz Św. Rodzina  Parisa  Bordone’a,  portret  senatora Ilińskiego w stroju maltańskim, siedzącego w fotelu na tle kolumny z popiersiem Pawła I, malowany przez Antonio [?] Tonettiego, wizerunek koronacyjny tegoż monarchy pędzla Włodzimierza Borowikowskiego i portret Joachima Lelewela. O drugim piętrze mówi Chłopicki, że oprócz bogatego, ale nie uporządkowanego jeszcze archiwum, niczego osobliwego tam nie widział. Galeria spacerowa, o której w okolicy wyrażano się z zachwytem, zupełnie mu się nie podobała.

W rok po odwiedzinach Chłopickiego, dnia 5 grudnia 1876 r., wybuchł w pałacu romanowskim gwałtowny pożar, który strawił cały budynek. Ogień rozprzestrzenił się w pokoju dr. Tołpyszkiewicza, który wyjechał zamknąwszy za sobą drzwi na klucz. Na strychu znajdowały się wówczas gonty przygotowane do naprawy dachu. One to w największej mierze przyczyniły się do spotęgowania płomieni. Na miejscu nie było w owej chwili nikogo z właścicieli. Akcją ratowniczą zajął się więc stary marszałek dworu Pakowski. Okazała się ona równocześnie trudna i nieudolna. W dodatku wśród miejscowej ludności rozeszła się wieść, iż pożar jest „karą Boską”, wobec czego pałacu nie należy ratować. Według miejscowych przekazów, ten kolosalny gmach płonął niemal bez przeszkód w ciągu sześciu miesięcy. Przepadło wiele cennych przedmiotów, w tym większość urządzenia.

Po pożarze pałacu już nie odbudowano, bo ani środków na to nie było, ani celu. Nową siedzibę urządzili Steccy w połączonych ze sobą razem domach przeznaczonych niegdyś na kolegium jezuickie. Po zaadaptowaniu ich do celów mieszkalnych budynek ów składał się z dwóch ustawionych do siebie pod kątem prostym dwukondygnacyjnych skrzydeł. Przed wejściem do głównego skrzydła mieszkalnego ustawiono werandę z tarasem na piętrze. Cały prawy bok nowego pałacu, z wysokimi półkoliście zamkniętymi oknami, przeznaczony został na ogród zimowy. Aby nadać budynkowi pewnej malowniczości, przy obu narożnikach ogrodu zimowego wzniesiono cylindryczne, nieco wyższe od pozostałej bryły pałacu baszty z wysokimi daszkami stożkowymi. Cały budynek nakryto spłaszczonym dachem czterospadowym, pobitym blachą. Skrzydło lewe służyło jako oficyna i część gospodarcza.

Nowa siedziba Steckich z linii romanowskiej zapełniona została przedmiotami uratowanymi z pożaru. Znajdowały się wśród nich meble z Petit Trianon, w tym biurko Marii Antoniny, szerokie łoże Katarzyny II z czterema kolumnami i stojącymi na nich statuami ze złoconego brązu, stoły z lapis lazuli i malachitu, żyrandole i kandelabry, dziesięć rzeźb marmurowych, zegary, porcelana, część zbrojowni, część biblioteki, głównie starodruki i fragment archiwum oraz część galerii obrazów, przede wszystkim oryginały. Między ocalonymi były m.in. Orfeusz Davida, Ofiara w Lystrze Pieter Lastmana, płótna Wouwermana, Hermana van Swanevelta i in. Największą grupę tworzyły portrety rodzinne Ilińskich i Steckich, wśród których wyróżniały się wizerunki: Antoniny Eleonory z Komorowskich Ilińskiej, pięknych rysów blondynki z rozwianymi w puszyste loki włosami i gazową na nich przepaską, ubranej w białą suknię z błękitno-zielonym szalem, i Janusza Stanisława Ilińskiego, wykwintnego, nieco bladego i smutnego młodzieńca w opiętym zielonym mundurze, malowany już po jego śmierci, z napisem na służącej za tło skale „La glorie ou la mort”, oba oryginały pędzla Józefa Grassiego, dalej Józefa Augusta Ilińskiego jako młodego, pięknego, jasnowłosego oficera w czerwonym mundurze z białą szarfą, kopia Grassiego zrobiona przez Prociriskiego, oraz Korduli z Komorowskich Teodorowej Potockiej, wojewodziny bełskiej, jednej z sióstr Gertrudy, kobiety o jasnych lekko pudrem przysypanych włosach, w sukni z białego atłasu o obcisłych rękawach, w żółtym, także atłasowym kubraczku z niebieską szarfą i mnóstwem klejnotów oraz dużą miniaturą mężczyzny, oryginał Jana Chrzciciela Lampiego. Z uratowanych szczątków archiwum najwyżej ceniono rękopis Monumentum pro comitiis generalibus regni sub rege Casimin… Jana Ostroroga w odmiennej, niż znana dotąd, wersji.

Ostatni właściciele Romanowa, Henryk i Henryka z Kurzenieckich Steccy, mieli tylko jedną córkę Rogniedę (1885-1922), która w 1905 r. poślubiła Adama Zdzisława Zamoyskiego z Wysocka. Jeszcze za życia rodziców otrzymała ona część zbiorów romanowskich. W 1911 r. obrazy Orfeusz Davida oraz Ofiara w Lystrze, jak też wiele innych, przewieziono do Warszawy, gdzie w większości przetrwały obie wojny światowe. Część zbiorów oddano bowiem w okresie międzywojennym w depozyt do Muzeum Narodowego, a część na Wawel. Przepadł obraz Lastmana, zrabowany w czasie drugiej wojny światowej przez Niemców. Niektóre meble z Petit Trianon znalazły się w mieszkaniu ostatniej właścicielki w Krakowie.

Większa część zbiorów pozostała jednak na miejscu. Pod koniec pierwszej wojny światowej umieszczono je w podziemiach kościoła seminaryjnego w Żytomierzu. Z przedmiotów tych, na które złożyły się kolekcje Ilińskich, Steckich i innych rodzin z okolicy, po 1920 r. utworzono muzeum państwowe. W latach 1941-1944 Niemcy zabrali wiele cennych eksponatów także i stamtąd. Przed powstaniem niektóre pochodzące z Romanowa dzieła sztuki można było nabyć na warszawskim rynku antykwarycznym.

Słowo Polskie na podstawie  „Dziejów rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej”, Tom 5. (Roman Aftanazy), 27.11.17 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *