Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Chmielnicki » Polak Wołoszynowski – ojcem podolskiej spółdziełczości. Cz.1

Polak Wołoszynowski – ojcem podolskiej spółdziełczości. Cz.1

Badając historię podolskiej spółdzielczości w ciągu ostatniego dziesięciolecia, nie możemy pominąć fenomenu życia i działalności Joachima Wołoszynowskiego (1870-1945), wybitnego Polaka, kawalera Orderu Odrodzenia Polski.

Dziadek Joachima – Jan Wołoszynowski, pochodził z dawnego polskiego rodu ziemiańskiego Michnów, który jeszcze w XVII wieku osiedlił się na Mohylewszczyźnie. W swojej okolicy Jan słynął jak sprawiedliwy i roztropny sędzia. Miał sześcioro synów: Oktawiana, Juliana, Augustyna, Erazma, Aleksandra i Wołodysława. W roku 1874 dziadek kupił od ziemianina Henryka Lubomirskiego majątek – wieś Serby, powiatu Mohylewsko-Podolskiego. Po śmierci Jana jego syn Augustyn Wołoszynowski odziedziczył część majątku w Serbach. W tej miejscowości 20 maja 1870 roku urodził się przyszły znany spółdzielca – Joachim Wołoszynowski. W Serbach spędził on swoje dzieciństwo. Przez surowe okoliczności wiejskiej rzeczywistości Joachim już jako mały chłopak zastanawiał się nad licznymi przejawami ucisków, niesprawiedliwości, ubóstwa polskich chłopów, którzy przeważnie zamieszkiwali tereny Podola.

Rzecz jasna, w rodzinie Wołoszynowskich mówiono w języku polskim, ale i szanowano język ukraiński. A więc mały Jakim, jak nazywali go chłopcy ze wsi, nie miał żadnych problemów w obcowaniu.

Przez całe życie rodzice Joachima byli jego opiekunami i nauczycielami. Kiedy on dorastał, rodzinna rada postanowiła oddać go do nauki w szkole jezuickiej w Tarnopolu, a wkrótce w Chyrowie, w Galicji. Lata 80. stały się czasem pierwszych zmian, skomplikowanych młodzieńczych uczuć, związanych ze zmianą zwykłej rodzinnej atmosfery na życie wg twardego statutu klasztoru. A do tego jeszcze zadziwiające widoki natury, całkiem innej, niż na Mohylewszczyźnie, oraz europejska, cywilizowana, nauka. Wydawałoby się – cóż to za odległość – trochę więcej, niż 100 wiorst – za rzekę Zbrucz – na Tarnopolszczyznę? Tutaj – Podole, i tam – Podole. Język ten sam – polski. Lecz warunki psychologiczne były całkiem inne. Europejskie, bardziej swobodne. Wszystko to znacznie wpłynęło na wrażliwą duszę Joachima. Mimo wszystkie wątpliwości, dzięki przebywaniu w szkole klasztornej młodzieniec opanował nie tylko wiedzę teologiczną. Nauczano tutaj filozofii, retoryki, śpiewu chóralnego i recytacji, literatury antycznej, łaciny, języków obcych, historii Austrii i Polski. Prawdopodobnie, na Tarnopolszczyźnie, opanowując spokojny zawód agronoma, młody Joachim, jak i większość ludzi z jego otoczenia, marzył o owocnej pracy, o działalności na rzecz ludności. Właśnie podczas nauki dowiedział się o spółdzielczych pomysłach Roberta Owena, Beatrix Potter-Webb, Charlesa Gide’a. Oprócz tego na terenie Galicji w tamtych czasach mówiono o założycielu niemieckich spółdzielni kredytowych, Friedrichu Wilhelmie Raiffeisenie. Jego imieniem włościanie nazywali swoje kasy pożyczkowo-oszczędnościowe, co nie pozostało poza uwagą Wołoszynowskiego.

Po zakończeniu nauki, wróciwszy w 1895 roku do Serbów, i rozpocząwszy swoją prace jako agronom, zobaczył znane mu od dziecka przygnębiające zjawiska: głód, biedę, analfabetyzm wśród chłopów. Przeciwstawiała im się sprzedajność i demoralizacja carskich urzędników oraz przedstawicieli innych wyższych warstw społecznych. Wszystko to wzbudziło w jego sercu pragnienie pomóc skrzywdzonym, uświadomić ich, pokazać, że przy pomocy nowych form – spółdzielczej organizacji, rozpowszechnionych we wszystkich krajach Europy, można podnieść jakość życia.

Przez to pragnienie znalazł się on w gronie postępowych polskich szlachciców, aktywnie rozpowszechniających spółdzielcze pomysły. Akurat wtedy Joachim spotkał dziewczynę, która całkowicie podzielała jego poglądy. Maria Łukaszewicz była mu wierną żoną i doradczynią przez całe życie. Nie łatwy, lecz radosny i bogaty w wydarzenia dla młodego małżeństwa był rok 1896. Urodziło im się wtedy pierwsze dziecko, któremu dali imię Augustyn – na cześć ojca. A sam Joachim był rozdarty między pracą, działalnością literacką, obowiązkami agronoma a sprawami społecznymi. Ludzie o tych samych poglądach – hrabia Zdzisław Grocholski, najzamożniejszy magnat Adam Sobański, szanowali jego usiłowania. W tym gronie polskich szlacheckiej inteligencji, która przebywała pod czujnym okiem carskich żandarmów, z zapałem omawiano pomysły szlachty o założeniu charytatywnej organizacji w celu ulepszenia gospodarki rolnej kraju. Jakie będzie to stowarzyszenie? – Czy pozwolą władze na jego powstanie? Odpowiedzi nie znał nikt…

Kontynuacja opowiadania o Joachimie Wołoszynowskim ukaże się niebawem.

Borys Kuzyna, bwp

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *