Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Winnicki » Pierwsi majowi turyści z Polski trafiają na Podole

Pierwsi majowi turyści z Polski trafiają na Podole

Z nadejściem ciepłej majowej pogody na Podole ruszyły rzesze polskich turystów w poszukiwaniach śladów po swoich przodkach. Drogi niektórych z nich krzyżują się z drogami naszych dziennikarzy, z czego korzystają wdzięczni czytelnicy, dowiadując się, co prowadzi gości z terenów IV Rzeczypospolitej Polskiej na tereny, należące kiedyś do I RP.

Jedną z takich grup, składającą się z dwóch rodzin, przyprowadziła do Winnicy Marta Czerwieniec, waleczna badaczka śladów przeszłości na kresach, a szczególnie – starych polskich nekropolii. Pani Marta już od wielu lata spisuje stare nagrobki i gromadzi zebrane dane na portalu www.genealogiczne.pl i coraz bliżej jest napisania artykułu dla naszej gazety na temat jej doświadczenia w kresowej archeologii.

Na razie proponujemy Państwu streszczenie rozmowy z Maciejem Saryuszem-Romiszewskim, członkiem ekipy Marty, skarbnikiem Oddziału Związku Szlachty Polskiej w Krakowie:

Co przyprowadziło Was na Podole aż z Wieliczki i Warszawy?

– Już od 12 lat zajmuję się historią rodziny. Do czego doszedłem i zweryfikowałem, wskazuje na to, że moi przodkowie urodzili się i żyli na kresach. Udało mi się zlokalizować miejsca z nimi związane, zaczynając od końca XVIII wieku. Dlatego postanowiłem przyjechać tutaj. Zaczęliśmy od Wołynia, przez Kijowśczyznę a teraz jesteśmy na Podolu.

Jak wygląda wasza ekipa?

– W tej chwili jest nas 6 osób, 3 osoby z mojej rodziny – kuzyn, kuzynka z Belgii, która się na tych kresach urodziła, 3 osoby z Warszawy, nie związane bezpośrednio ze mną, ale są na jednym z odgałęzień mego drzewa rodzinnego. Wszyscy jesteśmy zafascynowani podobnymi miejscowościami, jak Szarogród, Murafa…

Pan, sądząc z wiedzy, już chyba już po raz kolejny na Ukrainie, a czy ktoś z innych podróżników przyjechał tutaj po raz pierwszy?

– Tak,oczywiście, na przykład kuzynka Elżbieta z Belgii, która ma w tej chwili 70-kilka lat, ona na Ukrainie urodziła się ale jako dziecko wyjechała i już więcej ani razu nie wróciła, mój kuzyn Bartosz Romiszewski też jest po raz pierwszy na Ukrainie, prawdę mówiąc ja byłem tylko 2 razy na Wołyniu, dość ograniczono w czasie i terytorialnie. Nikt z nas specjalne nie przyjeżdżał na kresy w celu poszukiwania śladów po przodkach. Po raz pierwszy udało nam zorganizować taką trasę bardzo konkretną, dzięki, w dużej mierze, Marcie.

Jak Pan postrzega osiąganie celów podróży, czy udaje się Wam w jakimkolwiek stopniu poszerzyć wiedzę na temat rodziny?

– Organizacyjnie, bardzo precyzyjnie docieramy do tych miejsc, do których planujemy docierać, trochę gorzej jak się stykamy z szarą rzeczywistością. Na przykład, mamy 100. letnie zdjęcie pewnego dworku, przyjeżdżamy, a od tego dworu nie pozostało nawet fundamentu. Albo zdarzało się, że idziemy na cmentarz, szukamy grobu, ale okazuje się że na cmentarzu żadnego grobu z tamtego okresu już nie ma. Dlatego nie zawsze znajdujemy tego co szukamy, natomiast nadarza się okazja zobaczyć to co jeszcze pozostało.

Szukacie śladów nie w jednej miejscowości a w kilku. Jak to logistycznie rozwiązujecie?

– Poprzez koleżankę Martę, która ma firmę, specjalizującą się w takich niewielkich wyjazdach. Rozumiem, że to dla niej niełatwe wyzwanie bo z tak zróżnicowaną i liczną grupą jeszcze nigdy nie pracowała. Marta dba o to gdzie śpimy i organizuje posiłki… Ona już ponad 30 razy była na Ukrainie i ma spore doświadczenie w tym kierunku.

Jak Panu podoba się wiosenna Ukraina?

– Podoba się ogromnie, znajdujemy świetne miejsca, w których jestem po raz pierwszy, pogoda dopisuje a poza tym po prostu lubię podróżować.

A czy postrzega Pan różnicę pomiędzy Podolem a Wołyniem?

– Oczywiście, na Podolu inna architektura, drogi lepsze, przynajmniej, sądząc z kilku ostatnich dni. A jeździmy często najgorszymi drogami bo nam zależy żeby dojechać do konkretnego miejsca czy wioski i tak naprawdę, jeżeli tam nie ma żadnej drogi my i tak robimy wszystko, żeby do tego cmentarza czy kościółka się dostać. Odkąd wjechaliśmy na Podole, poszło nam sprawniej.

Jak z perspektywy tych kilku ostatnich dni ocenia Pan dzisiejszy stan polskiego kulturalnego, narodowego, historycznego dziedzictwa na Ukrainie?

– Jest bardzo różnie, udało nam się zauważyć że w niektórych miejscach, gdzie już nie mieszka żaden Polak a śladów polskości pozostała niezliczona ilość. Zdarzyło mi się,  jak pytaliśmy o moich przodków, to zapytana Ukrainka odrazy rozpoznała moje nazwisko, mimo tego, że moich krewnych już nie ma w jej miejscowości od 100 lat. Wiedziała gdzie stał dom, nawet pamięta imiona tych krewnych! Z drugiej strony, przed przyjazdem do Tulczyna i Winnicy, wpadliśmy do wioski Rude Sioło, skąd mam ciekawe zdjęcia ruin pałacu sprzed kilku lat, natomiast kiedy przyjechaliśmy teraz, to już nie było co oglądać. Została połowa od tego, co było kilka lat temu. To obiekt bez dachu, gołe ściany, mury padną i zostanie po prostu sterta cegieł. Jeżeli chodzi o stare czasy, to niestety, na Ukrainie już prawie nie ma dworów, nie ma pałaców, tylko starsi ludzie pamiętają, że coś w tym czy innym miejscu się znajdowało.

Dzisiaj, z okazji Dnia Flagi Narodowej, i Święta Konstytucji 3 Maja, co Pan może życzyć naszym kresowiakom, Polakom, mieszkającym na Podolu od dziada pradziada, co oni mają robić żeby ta polskość w ich sercach się zachowała?

– To jest bardzo osobiste pytane, i każdy sam czuje co powinien robić. Wydaje mi się że najważniejsze jest, że ci Polacy są a czy są bardziej aktywni czy mniej, to zależy od każdej konkretnej osoby. Życzę, żeby prosperowali, rozwijali się, chcieli i mogli polskie tradycje kultywować, żeby to nie wiązało dla nich z przykrościami i utrudnieniami, jak to bywało w przeszłości, po prostu przyznawajmy swoją polskość dzisiaj, no właśnie tutaj, pod flagą biało-czerwoną, jak w waszej redakcji.

Jerzy Wójcicki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *