Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Chmielnicki » Niewolnicy bolszewizmu

Niewolnicy bolszewizmu

Ksiądz Szymański, proboszcz kościoła pod wezwaniem Chrystusa Króla, poświęca pomnik ofiar  stalinizmu na Hreczanach (1993 r.)Przed  1935r. w Hreczanach pod Proskurowem (obecnie Chmielnicki) działała polska Rada Wiejska, szkoła polska, a wszystkie zaświadczenia wydawano w języku polskim. Po krótkim czasie polskie placówki edukacyjne i rady wiejskie zostały zlikwidowane przez bolszewików, a na przewodniczącego rady wiejskiej w Hreczanach mianowano człowieka z innej wsi.

Zaczęła się brutalna deportacja tysięcy polskich rodzin do Kazachstanu, na Syberię i do wschodnich obwodów Ukrainy. Ludzie w jednej chwili stracili dorobek całego swojego życia…
Jednak najstraszniejsza noc zdarzyła się w Hreczanach 23 sierpnia 1937 roku, gdy enkawudziści rozpoczęli masowe areszty i mordy na polskiej ludności (zarówno bezpartyjnych, jak i starych komunistów). W latach 1937-1938 aresztowano około 90 proc. mężczyzn polskiego pochodzenia, większość z nich rozstrzelano bez żadnego sądu. Taki los spotkał też ludzi z sąsiednich polskich wiosek – Szarowieczka, Maćkowce.

Józef Ziembicki urodził się 1921 roku w Hreczanach, które wówczas były jedną z licznych polskich enklaw na Podolu. Jego ojciec miał na imię Józef, a matka Anna (z domu Dębicka). Miał również rodzeństwo, siostrę i dwóch braci. Ojciec Józefa pracował jako cieśla, a od 1936 roku kierował brygadą remontową na kolei. Po ukończeniu  szkoły podstawowej pracował w tej samej brygadzie jako podręczny murarz.

 Św. Msza  w intencji ofiar represji stalinowskich w kościele p. w. św. Anny na Hrecznach. Listopad 1993r. Lista imion bez winy zamordowanych został umieszczona przy ołtarzu.W nocy, 23 sierpnia 1937 roku, na podwórku Ziembickich zaszczękał pies, a potem rozległo się gwałtowne pukanie do drzwi. Weszło trzech mężczyzn: „Zbieraj się” – powiedzieli do ojca. Wyszli razem z nim. Ojciec już nigdy nie wrócił. Później dowiedzieliśmy się, że 29 października 1937 roku został bez sądu rozstrzelany jako „wróg narodu”.

Następną ofiarą był w naszej rodzinie Mikołaj, mąż siostry. Aresztowano go w końcu grudnia 1937 roku, tuż przed Nowym Rokiem. 31 grudnia siostra poszła do więzienia, by zanieść mu jedzenie. Na silnym mrozie i wietrze stała w kolejce pół dnia. Wróciła wieczorem zmęczona i chora. Całą noc i następny dzień jęczała z bólu. 2 stycznia 1938 roku pogotowie ratunkowe zabrało ją do szpitala, ale nie miała prawa na opiekę medyczną, bo była żoną „wroga narodu”. Rankiem 3 stycznia Józef będąc w szpitalu nie znalazł już siostry. Nocą wyniesiono ją jeszcze żywą do kostnicy i pozostawiono w temperaturze –20 stopni Celsjusza. Ale Józef dowiedział się o tym już po wojnie. Szpitalny stróż opowiedział mu, jak w kostnicy jęczała z bólu, tak długo aż nie zmarła…

W 1938 roku nastąpiła generalna rozprawa z żonami i rodzinami „wrogów narodu”. Zostali wypędzeni z tych terenów i przesiedleni na Wschód. Otrzymali tak zwane „putiowki”, które oznaczały rozkaz opuszczenia domu w ciągu 24 godzin, gospodarstwa, całego mienia i wyjazdu na Wschód. Jeżeli ktoś z dorosłych nie wyjechał albo nie zdążył opuścić domu w wyznaczonym czasie, zabierany był na 5 lat do więzienia, a jego dzieci pozostawiano bez opieki. Tysiące rodzin porzucało pośpiesznie dorobek całego życia i z małymi dziećmi jechało w nieznane. Niektórzy pozostawiali młodsze dzieci pod opieką starszych, 13, 14-letnich, i wyjeżdżali sami.

Obecny wygląd pomnika ofiar stalinizmu w d. PłoskirowieCi, którzy wracali z zesłania, mieli nie tylko kłopoty z mieszkaniem, ale również z pracą. W ich dowodach osobistych wbijano bowiem stemple zakazu  na zamieszkanie w strefie przygranicznej, chociaż w 1938 roku ten zakaz został anulowany. To rzucało na nich cień podejrzenia o powiązanie z „wrogami narodu”. Co to oznaczało w praktyce, doświadczyła tego kuzynka Józefa, Wiktoria Mazur. Po powrocie z wygnania i przebyciu, wraz z córką i synem, tysiąca kilometrów, zwróciła się do kierownika stacji kolejowej z prośba o pracę sprzątaczki. Ten, gdy zobaczył jej dowód osobisty, rzucił go jej pod nogi z krzykiem: „Won otsiuda, pomocznica wraga naroda”.

Polskie kobiety i polskie dzieci nawet po wojnie przez długie lata były traktowane przez Sowietów nieprzyjaźnie i niechętnie. Wiele nauczycielek szkoły kolejowej domagało się, by podniosły rękę te dzieci, których ojcowie byli „wrogami narodu”. I podnosiły się rączki: jedna, dwie, osiem, jedenaście. Tylko Edmund Górnicki nigdy nie podnosił ręki.

– Edmundzie – pyta nauczycielka – dlaczego nie podnosisz ręki?

A Edmund odpowiadał:

– Bo mój ojciec zginął, on nie był „wrogiem narodu”.

Za każdym razem odpowiedź była  taka sama. Jedna z nauczycielek, Polka, zaprosiła matkę Edmunda na rozmowę i powiedziała:

– Pani Górnicka, niech Edmund podnosi rękę, bo ja muszę tak robić…

Julia Sierkowa z domu Ziembickich i Plejzerów, mieszanka Hreczan, na podstawie materiałów z konferencji, przeprowadzonej 24 listopada br., 12.12.16 r.