Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Różne » Warto wiedzieć » Natarcie warte pomnika. Szarża Polaków na niemieckie pozycje pod Sądową Wisznią

Natarcie warte pomnika. Szarża Polaków na niemieckie pozycje pod Sądową Wisznią

Rozbite niemieckie jednostki pod Mużyłowicami. Źródło: odrywca.plW drugiej połowie września 1939 roku od Przemyśla w kierunku Lwowa przebijają się trzy polskie dywizje piechoty, wchodzące w skład Frontu Południowego generała Kazimierza Sosnkowskiego. Po ciężkich bojach polskie dywizje były mocno skrwawione, brakowało amunicji, ale wyczerpani żołnierze nadal myśleli o pokonaniu najeźdźcy i dotarciu do Lwowa.

15 września po południu w miejscowości Sądowa Wisznia odbyła się odprawa dowódców jednostek wchodzących w skład Frontu Południowego. Po złożeniu meldunków sytuacyjnych gen. Sosnkowski poinformował zebranych o bardzo poważnej sytuacji na froncie polsko-niemieckim i przedstawił trzy warianty dalszych działań: marsz na Lwów, marsz na północ w kierunku Jaworowa w celu połączenia się z Armią „Kraków”, lub marsz na południe za Dniestr.

Po rozważeniu wszystkich opinii w trakcie odprawy generał Sosnkowski oświadczył: „Ja sądzę, że trzeba dochować wierności najwierniejszemu miastu. Musimy iść na Lwów Idziemy na Lwów przez Lasy Janowskie”.

Dwie polskie dywizje miały nacierając dwoma kolumnami każda i opanować zachodni brzeg Lasów Janowskich. 24. Dywizja Piechoty jako odwód frontu miała posuwać się za tą dywizją, która pierwsza osiągnie powodzenie.

Drogę do Lwowa zagradzały 1. Niemiecka Dywizja Górska oraz Zmotoryzowany Pułk SS „Germania”. W Mużyłowicach znajdowały się dowództwo i III batalion SS „Germania”
oraz III dywizjon 109. Pułku Artylerii. W tym rejonie były jeszcze niepełny niemiecki pułk strzelców górskich oraz 79. Pułk Artylerii Górskiej bez dwóch baterii. W ten sposób przeciwko trzem polskim dywizjom o niepełnych stanach i niemającym pełnego uzbrojenia Niemcy wystawili 13 baterii artylerii oraz kilka tysięcy żołnierzy.

Natarcie rozpoczął III batalion 48. Pułku Piechoty ppłk. Jerzego Głowackiego, który od południa i zachodu zaatakował Rogoźno. Niemieckie posterunki zostały zaskoczone i ledwie zdążyły otworzyć ogień z broni maszynowej, gdy Polacy wpadli na ich stanowiska i je zlikwidowali. Zaalarmowany strzałami nieprzyjaciel postawił ogień zaporowy na drogi i najważniejsze dojścia do miejscowości. Nie zatrzymało to jednak nacierających polskich żołnierzy, którzy idąc za przykładem swoich dowódców, uderzyli z impetem na niemieckie pozycje obronne.

W jednym z wniosków o odznaczenie czytamy: „15 września 1939 roku, podczas wypadu nocnego na miejscowość Rogoźno, kapitan Josse idąc na czele swojej 7. kompanii, zostaje zatrzymany przez silny ogień nieprzyjaciela z bliska. Nie tracąc zimnej krwi, obrzuca Niemców granatami, po czym uderza na bagnety. Po krótkiej walce zdobywa stanowiska wroga. W walce tej zostaje ranny odłamkami pocisku w szyję, łopatkę i bok. Po nałożeniu opatrunków pozostaje nadal w kompanii do ostatniego momentu walki, zdobywając 6 dział przeciwpancernych, 1 granatnik, 5 armat polowych i 11 samochodów ciężarowych. W boju tym kapitan Josse wykazał wielkie zalety męstwa i hartu, a przykład ten zjednał mu serca wszystkich żołnierzy”.

Po półgodzinnej walce, o godz. 22, miasteczko zostało całkowicie opanowane. Następnie III batalion 48. pułku zajął wieś Czerczyk, po czym zatrzymał się na krótki odpoczynek w pobliżu gajówki Pietruszka. Gajowy powiedział żołnierzom, że w pobliżu leśniczówki, przy rozwidleniu dróg, widział o zmierzchu niemiecki oddział zmotoryzowany. Dowódca III batalionu wysłał w kierunku leśniczówki patrol, który potwierdził te informacje.

Podpułkownik Głowacki postanowił uderzyć na leśniczówkę i zniszczyć nieprzyjaciela. Po północy batalion znalazł się na jej terenie i zaatakował nieprzyjaciela jedną kompanią. Zdobyto leśniczówkę i przyległe zabudowania bez walki. Uciekający Niemcy pozostawili cały sprzęt bojowy. Z zeznań wziętych do niewoli żołnierzy niemieckich wynikało, że rozbity oddział należał do 4. Dywizji Lekkiej. Po zniszczeniu zdobytego sprzętu III batalion ruszył do dalszego natarcia, podczas którego, ze względu na ciężkie warunki terenowe oraz padający deszcz, pozostałe pododdziały 48. Pułku Piechoty częściowo się pogubiły. Rankiem 16 września pułk zebrał się jednak i przed południem osiągnął cel natarcia.

W tym samym czasie na prawym skrzydle Polacy atakowali 49. Pułk Piechoty, którego czekały najcięższe walki. Pierwszym celem była wieś Mogiła, na którą nacierał I batalion 49. Pułku Piechoty mjra Eugeniusza Lityńskiego. Nieprzyjaciel zaskoczony gwałtownym atakiem wycofał się w panice. We wsi zdobyto wiele sprzętu oraz wzięto jeńców. W tym czasie, gdy batalion mjra Lityńskiego zdobywał Mogiłę, jedna z jego kompanii wzięła udział wraz z I batalionem mjra Marka z 98. Pułku Piechoty z 38. dywizji w zaciętych walkach o miejscowość Czarnokońce. W tym rejonie znajdowały się pododdziały Pułku SS „Germania”. Polacy w ataku na bagnety rozbili niemiecką obronę, zdobywając 60 motocykli, kilkanaście dział polowych i 12 działek przeciwpancernych oraz znaczną ilość amunicji. Straty nieprzyjaciela – kilkudziesięciu zabitych i rannych.

Sukcesem zakończyło się również natarcie 96. Pułku Piechoty z 38. dywizji. Pułk po nocnym marszu znalazł się na brzegu lasu, gdzie odpoczywał niczego niespodziewający się niemiecki oddział zmotoryzowany z pułku SS „Germania”. Nieprzyjaciel po krótkiej walce został rozbity, a zdobyty sprzęt zniszczono. Również III batalion mjra Jana Wojciechowskiego z 98. Pułku Piechoty we wsi Nowosiółki napotkał pododdział pułku SS „Germania”.

Po północy 49. Pułk Piechoty wraz z I batalionem zaatakował Mużyłowice od południa, a z III batalionem mjra Mieczysława Stecewicza od zachodu. Luki w ugrupowaniu nieprzyjaciela wskazał miejscowy proboszcz ks. Stanisław Capecki.

Pułkownik Prugar-Ketling pisał: „Strzelcy 49. pp wtargnęli już do środka wsi, siekąc i kłując bagnetem każdego, kto im się pod rękę nawinął. Odzywające się od czasu do czasu seriami strzały pistoletów maszynowych urywały się nagle, w połowie magazynków. Czuło się, że ręka, która jeszcze przed ułamkiem sekundy naciskała spust, martwieje i bezładnie opada, sparaliżowana uderzeniem kolby lub pchnięciem bagnetu. Nie słychać było żadnych okrzyków. Bój toczył się w ciemnościach i złowrogiej ciszy. Nikt nim już nie kierował – nikt o pardon nie prosił. Wrażenie było niesamowite. Toteż groza, jaka opanowała Niemców, musiała przewyższać wszystkie dotychczasowe ich przeżycia. Z takim zaskoczeniem i z takim atakiem nie spotkali się zapewne nigdy. Trupy, które oglądaliśmy później, miały wyraz straszny. Trwoga, wśród której ginęli, nie znikła z ich twarzy.

Wysiedliśmy z samochodu i pieszo podążaliśmy za cichnącym i dogorywającym odgłosem nocnego szturmu. Gdy wchodziliśmy do pierwszych zabudowań, na niebie ukazywał się już świt. W coraz mocniej jaśniejących plamach brzasku porannego odróżnialiśmy domy, drzewa, opłotki, a później… działa, jaszcze, ciągniki, samochody – najpierw pojedyncze – potem grupy, całe parki. Przecieraliśmy oczy, by się upewnić, czy to nie złudzenie, tak nieprawdopodobnie zdobycz ta wyglądała. Wieś duża, bogata, o szerokich podwórzach i ogrodach, zawalona była sprzętem i materiałem wojennym po brzegi…”.

W nocy z 20 na 21 września 1939 roku płk Prugar-Ketling rozwiązał 11. Karpacką Dywizję Piechoty, nakazując żołnierzom rozproszenie się małymi grupkami na południe. Niektórym żołnierzom z 11. KDP udało się przedostać na Węgry, a następnie do Francji, większość trafiła jednak do sowieckiej i niemieckiej niewoli. Ci, których NKWD nie zgładziło, stali się żołnierzami Armii Polskiej w ZSRS, a następnie w ramach 2. Korpusu walczyli pod Monte Cassino, Ankoną i Bolonią.

Słowo Polskie na podstawie artykułu www.historia.uwazamrze.pl, 26.09.16 r.