Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Winnicki » Listy do redakcji. Historia Andrzeja z Samczyniec

Listy do redakcji. Historia Andrzeja z Samczyniec

– Dwa lata temu dowiedziałem się, że istnieje taki przywilej dla osób polskiego pochodzenia, jak Karta Polaka. W zeszłym roku byłem w konsulacie, pytałem jakie dokumenty są potrzebne by ją otrzymać? Przygotowałem te wszystkie papiery, ale już od pół roku dzwonię pod numer placówki i nie mogę się dodzwonić! Poza tym, że mam chorą żonę i trójkę dzieci, staram się znaleźć czas aby jakoś się skontaktować w tej sprawie z kimkolwiek, ale się nie udaje. Stale jest albo zajęte, a kiedy już się dodzwoniłem to nie nikt nie odbiera słuchawki…   

W celu uzyskania Karty Polaka, osoby polskiego pochodzenia aktywnie starają się by udowodnić, że to pochodzenie posiadają. Karta Polaka daje wielu możliwości. Poza tym, że mieszkańcy państw byłego Związku Sowieckiego mają wolny wjazd do kraju swoich przodków oraz do całej Unii Europejskiej, Karta Polaka pozwala też na stałe osiedlenie się w Polsce i inne preferencje. Aby otrzymać ten dokument, trzeba wykazać się znajomością języka polskiego, historii i kultury Polski, a najważniejsze jest przedstawić dokument potwierdzający pochodzenie polskie. Ale niestety to nie jest ostatnia rzecz, którą trzeba spełnić, żeby uzyskać ten dokument. Najpierw, trzeba się umówić na wizytę do konsula, a teraz to nie jest to takie łatwe!

W internecie można znaleźć „pośredników”, którzy niby „pomagają” zarejestrować na wizytę do konsula w sprawie Karty Polaka. Jedna z takich firm na swojej stronie internatowej pisze: „Są dwa sposoby, aby skontaktować się z konsulem. Pierwsza, to że państwo przychodzą do naszej firmy i za pomocą programów automatycznego dodzwonienia się – kontaktują się z konsulem. Druga opcja, robimy to sami dla Państwa,  komunikujemy się z konsulatem, dlatego potrzebni są Państwa informacje: kopia paszportu, kopię dokumentu, na podstawie którego ubiegają Państwo o Kartę Polaka.” I to nie są tanie usługi, a w wypadku bohatera naszej historii Andrzeja po prostu nie realnie.

Nie zwracając uwagę na trudności w życiu, Andrzej wierzy, że z Bożą pomocą uda mu się trafić na spotkanie z konsulem w sprawie Karty Polaka. Ma dużą rodzinę, chorą żonę i wszystko ciągnie na sobie, musi, ale jedynym jego uspokojeniem jest, że kiedyś spełni się jego marzenie, to jego dzieci poznają bliżej Polskę. – Marzę o tym, że kiedyś moje dzieci będą mogli odwiedzić kraj moich przodków – dodaje. Jego historia nie jest zwykła, ale dla wielu Polaków, żyjących na Ukrainie, bardzo znajoma.

Tak o sobie i swoich problemach opowiada sam Andrzej Łukiw:

– Nazywam się Łukiw Andrzej. Urodziłem się we Lwowie, obecnie mieszkam w obwodzie winnickim, we wsi Nowi Obichody, w pobliżu Samczyniec i katedry św. Marii Magdaleny. Przyjechałem tutaj 10 lat temu. W swojej rodzinie obchodzę wszystkie święta polskie i katolickie, ze swoim dziećmi uczę się polskiego, nie chcę żeby oni zapomnieli o kulturze i o języku narodu naszych przodków. Moi matka i ojciec byli Polakami. Mama pochodziła z Mościsk, a tato z Lublina Wielkiego, spód Lwowa. Ich rodzice też byli Polakami, a my jesteśmy ich dziećmi i wnukami. Ojciec nazywał się Bronisław Łuków, a kiedy jemu dawali paszporty sowiecki to poprawili na „Łukiw”. A nazwa Łuków jest polską, nawet pod Warszawą jest takie małe miasteczko. Mama miała nazwisko Jaroszewicz, a zwali ją Janina. Chodzili z tatą do rzymskokatolickiej katedry we Lwowie. Własne, tam w katedrze oni i się poznali. Mój dziadek, ojciec mamy, był stolarzem, budował budynki, montował dachy. Miał na imię Stefan.
Ojciec opowiadał, że przeżył dwie wojny, o ruskich, którzy po podpisaniu paktu Ribbentrop-Molotow przyszli, zajęli i podzielili naszą ziemie. Mówił, że nawet w gazetach pisali: „Znajdujemy się pomiędzy sierpem a młotem”. Kiedy wszyscy masowo wyjeżdżali do Polski, taty rodzice bardzo się rozchorowali, których on już nie zostawił. Też tato mi opowiadał o swojej miłości do dziewczyny, przed tym jak poznał mamę. Tato był skrzypkiem, wykładowcą muzyki w szkole. Jego skrzypce do tej pory są u mnie, jedna z niewielu rzeczy, co zostało po ojcu i przypominają o nim i kulturze polskiej. Skrzypce są dziełem polskiego lutnika Franciszka Niewczyka. Tam nawet po polsku napisane „Zrobione we Lwowie”.
Ojciec zostawił nam tez polski książki, jedna z nich nazywa się „Koniec świata”, którą tata bardzo chwalił. Najpierw nauczył mego brata mówić po polsku, a później mnie. Ale niestety los nie zostawił mnie możliwości pobyć z ojcem wielu czasu. Jak poszedłem do pierwszej klasy, on miał już 60 lat, był bardzo chory i stary. Nie miałem możliwości by uczyć w polskiej szkole, oddano mnie do internatu.
Ja zawsze marzyłem o tym, żeby wyjechać do Polski, ale niestety to mi się nie udało. Życie nie było łatwe, najpierw matka zmarła na raka, później ojciec. Przez życie te wszystkie marzenia o Polsce gdzieś się rozwiały.
Zaraz próbuje umówić na wizytę do konsula. Mam przygotowane wszystkie papiery. Dzwonie na infolinie, jest zajęte, ale jak się postarać na tysiączny raz odbiera komputer, wybieram tam dwójkę i to kieruje mnie na „sprawy polonijne i Karta Polaka”  dalej jest tak, że idzie sygnał, ale później wygasa, bo nikt nie odbiera. Ale najgorsze jest, kiedy i ta linia też jest zajęta. I tak w kółko. I nie razu za pół roku nikt żywym głosem mi nie odpowiedział. Nie wiem co mam robić, już brak mi sił. Chciałem już zadzwonić do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Polski. Chciałbym żeby to pytanie było uregulowane, żeby można było się dodzwonić i zarejestrować się do kolejki w jakiś sposób.

Rozmawiał Mikołaj Bachur, 11.07.17 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *