Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Różne » Stosunki polsko-ukraińskie » Gotowi nieść pomoc potrzebującym

Gotowi nieść pomoc potrzebującym

– Jestem Polakiem, ukraińskim Polakiem i walczę za jedną z moich ojczyzn, którą  jest Ukraina. Tu mieszkają moje dzieci i żona, tu mieszkają moi rodzice i tu jest mój dom i będę bronić ich przed Rosjanami – z takimi słowami, wypowiedzianymi przez dowódcę jednego z ukraińskich batalionów, broniących wschodu przed rosyjskimi barbarzyńcami bardzo często się stykają polscy wolontariusze, którzy wiozą pomoc dla uciekinierów do bezpiecznych regionów Ukrainy. Jarek Podwórski, Stowarzyszenie „Pokolenie” oraz setki innych organizacji i osób fizycznych codziennie starają się ułatwić życie tym, komu wojna sprzyczyniła najwięcej nieszczęść.

Poniżej publikujemy list Jarka Podwórskiego o opiece nad siewierodonieckim ośrodkiem dla dzieci-sierot. W liście Podwórskiego często przewija się polski wątek, związany z Ukrainą. Wspomina on także o Starobielsku, gdzie działa Polsko-Ukraińskie Stowarzyszenie, opiekujące się mogiłami Polaków. Starobielsk to jedna z kilku miejscowości, naznaczonych zbrodniami sowieckiej machiny NKWD na polskich oficerach i urzędnikach z tak zwanej „ukraińskiej listy katyńskiej”. Przeważnie mówi się tylko o Bykowni i Charkowie ale lista miejsc, gdzie została przelana polska krew, na ukraińskiej mapie jest znacznie większa…

Trzy tygodnie temu wróciliśmy z Ukrainy. To była kolejna nasza wyprawa z transportem pomocy humanitarnej dla tych, którzy stracili wszystko. Trzy lata temu kiedy w Kijowie rozpoczął się Majdan – protest przeciwko władzy z nadania Moskwy. W mojej pamięci pojawiły się obrazy z roku 1980 i 1981. Bunt…bunt przeciwko moskiewskim namiestnikom, walka o wolność, o godność, o normalne życie. Podobieństwo było uderzające. Rozpoczęliśmy akcję pomocową dla tych, którzy postanowili sprzeciwić się systemowi pozbawiającemu nie tylko tożsamości narodowej ale wpędzającego Ukrainę w coraz to większą zależność od Rosji.

Pierwsze zbiórki pomocy humanitarnej, pierwsze wyjazdy na Majdan do Kijowa i jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że właśnie tam, w sercu Ukrainy, mogę swobodnie porozumiewać się w polskim języku. Ludzie, których napotykałem na Majdanie, oprócz okazywania swojej niesamowitej wdzięczności zaczęli ujawniać swoje głębokie powiązania z Polską. Dziadek, babcia, ciocia, wujek byli Polakami. Pamięć o korzeniach – przodkach Polakach była powszechna. Poczułem się jak u swojej dalszej rodziny.

To jeszcze bardziej zmotywowało mnie do organizowania pomocy. Po zakończeniu Majdanu Rosja dokonała agresji na Ukrainę. Olbrzymia ilość uciekinierów z terenów zajętych przez Rosjan potrzebowała wsparcia. Pierwsze nasze zbiórki i transporty z pomocą wyruszyły latem. Dotarliśmy na tereny, które jeszcze kilka dni wcześniej były zajęte przez Rosjan. Zburzone, spalone domy, mogiły przy drogach, wyludnione miasta i wsie. Najdrobniejsza rzecz, którą dostarczaliśmy do obozów z uciekinierami wywoływała łzy i niedowierzanie, ale i radość. Co rusz słyszeliśmy: – Jak Wy z tak dalekiej Polszy pamiętaliście o nas? Boże, wam chciało się tyle tysięcy kilometrów jechać do nas z pomocą? Błogosławieństwa babć, próby całowania w rękę z wdzięczności – to było coś czego nie zapomnę do końca życia.

Po głowie cały czas przemykały myśli: dlaczego tak mało przywiozłem? Dlaczego nie jestem w stanie pomóc większej ilości potrzebującym? Co zrobić, by im pomóc. Teraz nie mogłem przestać, nie mogłem się wycofać. W Polsce starałem się w organizację pomocy zaangażować coraz więcej osób. Dzięki Stowarzyszeniu „Pokolenie” z Katowic udało się rozpropagować działania. Jeździliśmy do Ukrainy z transportami pomocy raz na miesiąc – dwa. Pomoc otrzymywali nie tylko uchodźcy z terenów objętych wojną, ale również dzieci z polskich parafii z okolic Tarnopola. W Starobielsku w czasie każdej naszej wizyty staraliśmy się odwiedzić cmentarz polskich oficerów, którzy zmarli w jednym z obozów tzw. katyńskich w miejscowym klasztorze. Groby zawsze zadbane, kwiaty i znicze. Udało nam się ustalić „sprawców” tych działań. To Polsko-Ukraińskie Towarzystwo Kulturalne ze Starobielska, zrzeszające osoby o polskich korzeniach, oraz żołnierze batalionu ochotniczego AIDAR (zresztą również wielu z nich ma polskie korzenie).

Od tego momentu nasza pomoc zaczęła również trafiać do Towarzystwa Polsko-Ukraińskiego w Starobielsku. Potrzeby stale rosły ale ofiarodawców nie przybywało. Do pomocy włączył się mój przyjaciel z Raciborza, Jacek Ostrowski – społecznik, osoba wrażliwa na krzywdę ludzką jak i dobry organizator. Pomoc zaczęła się intensyfikować. Był już Starobielsk i 15 tysięcy uchodźców w tym rejonie, Sewierodonieck i dom małego dziecka w którym mieliśmy 61 sierot w wieku od 2-3 miesięcy do 4 lat (dzieci te w czasie działań wojennych próbowali porwać Rosjanie i wywieźć do Rosji). Dzięki pomocy mieszkańców Raciborza a przede wszystkim Jacka Ostrowskiego doszedł nam trzeci punkt – Kramatorsk i obóz, w którym znajdują się matki z małymi dziećmi i starcy. I tam również spotkaliśmy osoby z polskimi korzeniami. Wyjęte z zawiniątka świadectwo chrztu po polsku w polskim kościele traktowane jak relikwia, polski modlitewnik z początku wieku przekazywany z pokolenia na pokolenie…..to świadectwo o tym, że Polska jest tam na wschodzie głęboko w sercach…w zawiniątkach…jest jak coś nadzwyczaj cennego.

Przejeżdżając przez wojskowe punkty kontrolne, nazywane tam blokpostami, na widok polskich paszportów pojawia się uśmiech na ustach kontrolujących nas żołnierzy. Pytają skąd i dokąd jedziemy. Na nasze dictum, że jedziemy z pomocą humanitarną z Polski próbują rozmawiać z nami po polsku. Okazuje się, że również i tu są tacy, których związki z Polską były bądź są dosyć ścisłe. Jedni pracowali w Polsce, inni mają polskie korzenie. Wielokrotnie ich znajomość języka polskiego była miłym zaskoczeniem. Żołnierze z całej Ukrainy. Dowódca jednego z batalionów – Jestem Polakiem, ukraińskim Polakiem i walczę za jedną z moich ojczyzn, którą  jest Ukraina. Tu mieszkają moje dzieci i żona, tu mieszkają moi rodzice i tu jest mój dom i będę bronić ich przed Rosjanami.

Każdy nasz wyjazd to nowe doświadczenia, przejawy olbrzymiej sympatii, wdzięczności jak i motywacji do dalszego działania. Potrzeby są ogromne. Ukraina boryka się z wieloma problemami. Promoskiewskie rządy doprowadziły kraj na skraj zapaści. Ekipa Janukowycza podobnie jak ich mocodawcy zza wschodniej granicy ukradli wszystko co się tylko dało, wojna prowadzona przez Rosję przeciwko Ukrainie to również olbrzymie koszty. Państwa Ukraińskiego nie stać na pomoc pomoc uchodźcom w wymiarze zapewniającym im godziwe warunki bytowania. Większość pomocy to właśnie taka jak nasza, płynąca z serc, z dobrej woli z z potrzeby pomocy. My Polacy również doświadczyliśmy takiej pomocy w latach 80. ze strony naszych sąsiadów. Zapłatą za Nasze i Wasze działania mogą być tylko łzy wdzięczności, serdeczność, niesamowita wprost gościnność i przyjaźń o jaką w Polsce coraz trudniej.Nie możemy teraz zaprzestać niesienia pomocy…oni na nas czekają…czekają na naszą obecność,  bo to im daje wiarę w to ze nie zostali sami że ktoś jedzie do nich parę tysięcy kilometrów, że widzi  tragedię, jaka się tam odbywa, siedzi razem z nimi w schronie w czasie ostrzału artyleryjskiego wsi czy miasteczek, kuli się w rowie pod gradem rosyjskich kul, przeżywa z nimi śmierć bliskich, pomaga ofiarom wojny – kalekim dzieciom….Nie możemy zostawić ich bez pomocy….Nie możemy!

Słowo Polskie, naszraciborz.pl, 31.01.16 r.

{morfeo 1111}

{youtube}{/youtube}