Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Różne » Warto wiedzieć » Czehryna dawne dzieje

Czehryna dawne dzieje

Jest to dziś (1861 r.) najpospolitsze miasteczko, głuche, ciche, zapomniane i dodam bardzo prozaiczne.

Wszakże każdy kto mniej więcej obeznany jest z historią, często się spotykał z nazwami Czehryn i Czerkasy i musiał je zapamiętać z wielu epizodów wojen tatarskich i kozackich, które krwią zapisały w niej kart kilkadziesiąt.

Widok Czehryna zdjęty jest z przeciwległego brzegu Taśminy. Podnóże góry na którym siedzi kilkadziesiąt domów i chałup, było niegdyś właściwym miastem, a na górze, której dziś całą ozdobą jest krzyżyk, stał ów sławny ongi zamek, który wytrzymywał najzaciętsze szturmy wojsk polskich, moskiewskich, kozackich i stutysięcznych hord tatarskich.

Do samego prawie końca XVI wieku Czehryn nie ma wydatnej roli w dziejach ukraińskich. Położony na samym krańcu stepów, zwanych przez Beauplana Dzikiem polem, otoczony z jednej strony smugą szeroką piasków zaścielających lewy brzeg Taśminy, z drugiej jarami i głębokimi parowami pokrytymi odwiecznym lasem, był on zapewne, jak Czerkasy, jak Trachtymirów, stanicą kozacką, wystawioną na napady hord tatarskich i w ciągłych z nimi walkach.

Dopiero zawichrzenia Nalewajki upamiętniły go w 1596 roku porażką hetmana Żółkiewskiego, uwiecznioną w dumach i legendach. Sto Jat następnych zrobiły ten punkt sławnym, i tu z kolei, jakby o jaką niewzruszoną skałę, przychodziły rozbijać się stutysięczne zastępy. Któżby dziś, patrząc na tę nędzną mieścinę bez ruchu i życia, odgadł że dwukrotne jej oblężenie kosztowało przeszło sto tysięcy ludzi? O posiadanie tego garbu nad piaszczystym brzegiem Taśminy, zwarły się podwakroć trzystotysięczne massy?

Najpamiętniejszym ustępem w historii Czehryna jest epoka Doroszenki i Jurasia Chmielnickiego, lata 1677 i 1678. Pierwszy rok pamiętny został porażką Turków i Tatarów, odpartych od Czehryna przez kozackie i moskiewskie pułki, drugi wzięciem i oslatecznym zburzeniem zamku i miasta przez wezyra Kara-Mustafę. Czytając te opisy, dziwimy się o co tu spierano się tak zawzięcie i co tu wziąć było tak trudno? Po raz pierwszy brało go 100,000 Turków i Tatarów, i straciwszy prawie całą tę massę w kilku bitwach, odstąpili nie zdobywszy zamku. Po raz drugi dwakroć liczniejsze przybyły zastępy i po kilkudniowych walkach zdobyły go nakoniec i zburzyły ze szczętem. Ostatni ten dzień był okropnym.

O południu nastąpił mocny wybuch min przeprowadzonych pod mury. Pękły w wielu miejscach ściany, olbrzymie kawały oderwały się, wyleciały z ludźmi w powietrze i szerokie porobiły otwory.
Janczarska piechota zapalczywie rzuciła się tamtędy i trzykroć była odpartą. Lecz niepodobieństwo opierania się dłużej było widoczne. Miny porobiły spustoszenia ogromne, mnóstwo żołnierzy porozrywały na sztuki, pokaleczyły, innych opaliły głownie. Jęki tych nieszczęśliwych napełniły miasto i zwiększyły przestrach. Zwłoki błogosławionego metropolity kijowskiego, Jozefa Tukalskiego, wyniesione zostały w trumnie, jakby cudem, przez jednego sługę nieboszczyka i przyniesione do obozu. Bojażliwsi zaczęli uciekać z miasta przez most leżący na Taśminie; ale tu nastąpiła druga, niemniej okropna scena. Most, obciążony ludem, zawala się i uciekający padają do rzeki. Taśmina pokrywa się warstwą topielców tak grubą, iż formuje jakby most drugi. Turcy postrzegają to z góry i podwoiwszy usiłowania, wdzierają się do miasta, zapalają je ze stroiły gdzie stał dom Petranowskiego i w ogólnym zamieszaniu mordują lud bezbronny. Krynicki, pułkownik budziacki, cofa się ze swym pułkiem, grzęźnie w Taśminie i ginie. Ci którzy uciekali przez groblę pod zamkiem leżącą, dostali się szczęśliwie do obozu.

Jedni serdiukowscy Kozacy nie myśleli o ucieczce i przy cerkwi świętych Apostołów, oparci o zamkową gorę, bili się jak Iwy do zmroku. Natenczas wzmagający się pożar zmusił Turków do odwrotu. Kozacy cofnęli się do zamku i połączyli się z moskiewską załogą, a za nadejściem nocy, straciwszy nadzieję utrzymania się, zapalili drewniane budowy, działa napełnili prochem i wyszli przez taśmińską groblę do obozu. Wkrótce po ich wyjściu wzmógł się pożar i objął cały zamek wraz z cerkwią. Zaczęły strzelać i rozrywać się działa, a o północy ogień doszedł do składów prochu i nieopisanym grzmotem zakończył dzieło zniszczenia, oświecając krwawą luną pożaru całą okolicę. Działo się to 11 sierpnia.

Odtąd już Czehryn nie powrócił do dawnego stanu, do tej świetności, którą go odznaczyli Doroszenko i Chmielnicki, gdy ten zrobili stolicę hetmanów, zbierali w nim pułki kozackie i przyjmowali posłów ościennych mocarstw.
Po przesiedleniu się starszyzny kozackiej za Dniepr, Czehryn znowu stał się miastem starościńskim. Miał znowu zameczek, ale nie na górze, gdzie przedtym był zamek, lecz naprzeciw tej góry nad rzeką. Possessorem lego starostwa był wojewoda poznański, ks. Antoni Jabłonowski. Życie tej mieściny w wieku przeszłym, jak i okolicy całej, było niespokojne i poddane ciągłym zatargom z pogranicznym Zaporożem i Nowo-Serbią. Przez Czehryn, lub około Czehryna szły zawsze ze stepów te szajki hajdamaków, któte napadały na Ukrainę polską i na koniec humańską zakończyły się rzezią. W okolicach Czehryna, w lasach, zawiązały się one w większą bandę i wylały na Żabotyn i Smiłę. Tędy chodził Żeleźniak, tędy z łupami powracał Mamaj i tędy najprostsza droga była na Zaporoże.

Słowo Polskie na podstawie „List Tadeusza Padalicy z Ukrainy”, TI Nr 114, Warszawa 30 listopada 1861 r., 20 marca 2021 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *