Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Różne » Warto wiedzieć » 320 lat temu Lwów został obroniony przed ostatnim najazdem tatarskim

320 lat temu Lwów został obroniony przed ostatnim najazdem tatarskim

Hetman Stanisław Jabłonowski

9 lutego 1695 roku, czyli 320 lat temu, tatarska horda po raz ostatni zaatakowała Lwów. Walka zaskoczonych najazdem lwowiaków i wojskiem koronnym trwała przez kilka dni. Garstce obrońców udało się odbić wielokrotnie przeważające siły nieprzyjaciela. Dla hordy nie był to jednak jeszcze koniec przygód i nie wszyscy ocaleni pod Lwowem Tatarzy dotarli do rodzinnych stron. Po starciu ostro pogorszyły się warunki atmosferyczne. Śniegi i mróz spowodowały w połowie powrotnej drogi, że większość Tatarów straciła koni. Osłabiona wyprawą i stratami horda już więcej nigdy nie powróciła na Podole i Ruś Czerwoną.

 

Zabawa we Lwowie

Na początku lutego 1695 roku go Lwowa zjechali się najpotężniejsze rody szlachty czerwonoruskiej. Przyczyną temu były nie tylko zapusty. Przed wielkim postem Anna Sieniawska, córka nieżyjącego już wówczas Mikołaja Sieniawskiego, hetmana polnego koronnego, wychodziła za mąż za Stefana Potockiego, łowczego królewskiego. Uroczystości weselne trwały w Dolnym Zamku przez sześć dni. Z całym dworem i dziećmi do Lwowa przybył także hetman wielki koronny i kasztelan krakowski Stanisław Jabłonowski.

Klimat świąteczny w żaden sposób nie zapowiadał tragedii. Kiedy na weselu hetman Jabłonowski powiedział, że Tatarzy szykują się na Lwów, to zostało to potraktowano z uśmiechem. Rok wcześniej horda została rozbita pod Hodowem na podstępach do Lwowa. Wszyscy myśleli, że jak wrócą, to nie tak szybko. Nagle hetman dostał 2 lutego wiadomość z Kamieńca, że Tatarzy zostawili tu kilka hufców i ruszyli na Zachód w nieznanym kierunku.

Przeczuwając niedobre, Jabłonowski zebrał wszystkich pułkowników i wydał rozkaz wracać do swoich chorągwi. Mieli oni wycofać ich z postojów zimowych i połączyć w jeden korpus pod dowództwem Atanazja Miączyńskiego, podskarbiego nadwornego. Miączyński popędził do Złoczowa, Brzuchowski pod Rohatyn, Kalinowski pod Buczacz, Przerębski na Wołyń.

We Lwowie nadal nie wierzyli hetmanowi, zabawa trwała trwał. W wigilię Matki Boskiej Gromniczej do Jabłonowskiego do domu wpadł cały poczet maskaradowy, składajacy się z przebranych panów i pań, którzy jeździli w taki sposób miastem. Po co było przestawać się bawić, jak 6 lutego miało odbyć się kolejne huczne wesele. Franciszek Denhoff, łowczy litewski żenił się z Ludwiką Damską, kasztelanką biecką. Wedle tradycji, miało ono trwać nie mniej jak cztery dni. Lecz drugiego dnia, w nocy w sam szczyt uczty weselnej nagle pojawił się Kozak z wieścią, że Tatarzy nocują w odległości jednej mili od Złoczowa…

 

Atak hordy i bohaterska obrona miasta

Pod Lwowem hordy pojawiły się w środę 9 lutego, idąc szlakiem między Złoczowem a Pomorzanami. We wsi Wyżniane Tatarzy rozbili obóz, przy okazji paląc wszystkie domy. Był to wydział awangardowy. Natomiast oddział pod dowództwem Szenbaz Gireja oraz dwadziestu murzów poruszał się do Lwowa spod Glinian. Tą drogą Tatarzy zawsze szli na Lwów, potem poszli kozacy Chmielnickiego, z tego kierunku pojawili się w 1672 roku także Turcy. W późniejszych źródłach opisy wydarzenia przedstawiali liczbę ordyńców w ilości nawet 60 tys., natomiast historycy dzisiaj szacują hordę na około 12 tys.

Po oblężeniu tureckim w 1672 roku fortyfikacji i mury lwowskie zostały nieco odbudowane. Hetman Jabłonowski uważał, że Tatarzy nie będą oblegali Lwów, a spalą przedmieścia Halickie i Krakowskie i okoliczne wsie. Dla tego w tych dnia odbywał się tu powszechna ewakuacja, dokąd tylko się dało.

W czwartek 10 lutego każdy z obrońców Lwowa stał na swojej pozycji. Atanazy Miączyński stanął na czele połączonych chorągwi Kalinowskiego, Zahorowskiego, Brzuchowskiego i Przerębskiego. Liczyli razem około dwa tysiąca prawdziwych obrońców Kresów, zahartowanych w walkach z bisurmanami. To towarzystwo wspomagała szlachta przebywająca we Lwowie oraz okolicach. W ostatecznym wyniku ilość obrońców Lwowa wyniosła trzy tysięcy dwieście osób.

Pierwotnie Tatarzy planowali uderzyć przez halickie przedmieście. Jednak złapali w Hermanowie (obecnie Tarasiwka) jakiegoś podstarostę, który ponaopowiadał o przygotowaniach przed najazdem, podając liczbę żołnierzy pięciokrotnie większą. To sprawiło, że Szenbaz Girej zmienił taktykę i nakazał przemieścić się w inne miejsce na pola wiosek Malechowa, Grzybowic, Laszki (obecnie Murowane) i Sroki. Namioty chańskie były postawione na terenie zamku Petroneli Morawcowej w Laszkach. Przeprowadzka, oczywiście, łączyła się ze spaleniem wsi. Oprócz już wspomnianych miejscowości, w ogniu spłonęły Zboiska, Krywczyce, Podborce, Prusy, Żydatycze, Kamienpol, Zamarstynów oraz Podhołosko.

Nad świtem w piątek do Lwowa udało się przebić około stu dwadziestu żołnierzom z chorągwi Ruszczyca z Okopów św. Trójcy. Szli oni manowcami z tyłu hordy od momentu, jak ta pozostawiła Kamieniec.

Główna bitwa rozegrała się w dzisiejszych granicach ulic Bohdana Chmielnickiego, Zamarstynowskiej, Czarnowoła, Lipińskiego. Z przodu występowali Tatarzy-Lipkowie, służące niegdyś Koronie oraz ci, co przebywali we lwowskich więzieniach i znali miasto. Marno w dwóch zdaniach opisywać przebieg pierwszego krwawego dnia. Przewaga Tatarów była istotna, ale i męskość i zapał z jakim szli nasi rycerzy im nie ustępowała. Po kilku godzinach rzezi hetman Jabłonowski z oddziałami odszedł do dawnego ormiańskiego kościoła św. Krzyża, gdzie był klasztor oo. Teatynów (dzisiejsza ul. Zamarstynowska 9). Tatarski atak nieco zahamował tłum mieszczan i chłopów z cepami i kosami, którzy wyskoczyli ze wszystkich zakątków. Nie trudno sobie wyobrazić, jaką rzeź urządzili wśród nich wyprawni w walkach najezdniczy. Inni chorągwie też poukrywali się za murami pobliskich klasztorów i cerkwi: monastyru św. Bazyla, cerkwi św. Onufrego, św. Mikołaja, klasztoru OO. Benedyktynów. W okolicach Starego Rynku bisurmanie trafili w wąskie uliczki. Wówczas w mieście każdy już brał co dało się do rąk i przez krakowską bramę wyskakiwał włączając się do bitwy, która trwała tuż pod murami i kościołem Marii Śnieżnej. Całe krakowskie przedmieście płonęło w ogniu. O czwartej po południu, widząc, że straty są ogromne, Tatarzy dostali rozkaz odwrotu do obozu.

 

Skutki walki dla Lwowa i haniebna ucieczka Muzułmanów

Według zapisek hetmana Jabłonowskiego, zginęło ich ponad tysiąc. Odstępując Tatarzy zabierali trupy z sobą, po czy ich spalili wedle swego obyczaju w cerkwi Woskresinnia i czterech pobliskich chałupach. Z naszej strony, jak podaje hetman, było stu zabitych i sto pięćdziesiąt rannych. Do tej liczby należy doliczyć wziętych do niewoli oraz dwieście chłopów i mieszczan. Lwowski kronikarz ks. Józefowicz pisał, że najbardziej przerażająco miasto wyglądało w pobliżu klasztoru oo. Teatynów. Właśnie tu zginęli w bitwie prawie wszyscy mieszczanie, którzy tutaj się schronili.

Nad wieczór hPomnik hetmana Jabłonowskiego we Lwowie. Lata 30. XX wiekuorda przeprowadziła się na pola Sokolników. Po drodze spaliła Brzuchowice, Zimna Wodę, Rzęsną polską i ruską, Kulparków, Skniłów, Zubrę. Następnego dnia ruszyła w kierunku Drohowyżu. Jedną z przyczyn opuszczenia Lwowa były pogarszające się warunki atmosferyczne i nadchodzący orkan.

Zabitych lwowiaków chowano na cmentarzach. Wielu spoczęło koło kościoła Marii Śnieżnej, gdzie trwała krwawa walka za Bramę Krakowską. Tatarów pochowano w kilku grobach na przedmieściu.

W pogoń za barbarzyńcami wysłano dwadzieścia chorągwi wojskowych. Tatarzy udały się w stronę Żydaczowa, Halicza oraz Tyśmienicy. Palili i niszczyli wszystko na swoim szlaku. Według hetmana Jabłonowskiego bez śladu zniknęło dwadzieścia wiosek. Jeńców busurmanie nie brali, ponieważ brakowało wyżywienia. Przed to wojsko koronne znajdywało na tatarskim szlaku mnóstwo ofiar. Ale horda też z każdym dniem doświadczała strat. Konie na mrozie padały, a ranni marli dziesiątkami. 20 lutego za Śniatynem resztki tatarskiego wojska przeprawiły się przez Prut prawie bez koni. Więcej Tatarzy do Lwowa jako najeźdźcy nigdy nie wrócili. To był ostatni tatarski najazd na Lwów.

W latach 1752-1754 mieszkańcy Lwowa ufundowali pomnik Stanisławowi Jabłonowskiemu. Ma on niezwykle ciekawą historię. Był to pierwszy świecki pomnik postawiony we Lwowie i na terenie obecnej Ukrainy. Pierwotnie stał w kolegium jezuitów. Ale po zajęciu miasta przez Austriaków, podobiznę Jabłonowskiego obalono. Ponownie pomnik hetmanowi pojawił się na postumencie w 1859 roku na Wałach Hetmańskich. W 1932 roku został ponownie przeniesiony przez polskie władze na plac Trybunalski. Zniknął bez śladu w 1944 roku po zajęciu Lwowa przez Armię Czerwoną.

Jan Maćkowski, 13.02.15 r.